Senator wraz z żoną i wnukiem przebywał na kilkudniowej pielgrzymce. - Byliśmy w Lourdes we Francji, a następnie pojechaliśmy do Barcelony. Zbliżaliśmy się do kolumny Krzysztofa Kolumba, gdzie byliśmy umówieni z przewodniczką, gdy wydarzyła się ta tragedia. Było przed godziną 17 – opowiada senator.
Stara się mówić spokojnie, ale przyznaje, że trudno powstrzymać emocje.
- Przed spotkaniem chcieliśmy wstąpić po pamiątki dla wnuka do sklepu FC Barcelona i wówczas zobaczyłem tę furgonetkę. Wjechała w wózek dziecięcy. Płacz, krzyk. To trwało sekundy. Weszliśmy do tego sklepu i później już tylko słyszałem syreny policyjne, krążące helikoptery – relacjonuje senator.
W sklepie natychmiast opuszczono witryny. Klientom pozwolono opuścić sklep dopiero po godz. 23.
- Byłem najstarszy. W środków młodzi Francuzi w wieku 10-12 lat, Niemcy może 13-letni, małżeństwo hinduskie. Musiałem odgrywać gieroja. Dopiero jak nas wypuścili doszło do mnie, że mogliśmy być wśród ofiar – mówi senator.
Policja odprowadziła wszystkich na Plac Kataloński, skąd mogli odjechać do hotelu.
- Widzieliśmy przykryte zwłoki – senator zawiesza głos. - I wszędzie też były już kwiaty – dodaje.
Stanisław Kogut dziś ma lot powrotny z Barcelony do Warszawy.