Pareiko nie chce, żeby - obok strzelca bramki Ivicy Ilieva - robić na siłę z niego bohatera tego meczu. Zapytaliśmy bramkarza Wisły, czy wcześniej oglądał, jak rzuty karne wykonuje Mateusz Cetnarski i czy przygotowywał się w specjalny sposób na obronę ewentualnej jedenastki. - Nie oglądałem karnych Cetnarskiego - szczerze przyznaje Pareiko. - Często przed meczami trener Maciej Musiał przygotowuje materiał o rywalach. Tym razem było jednak inaczej. Dlatego nie wiedziałem, jak Cetnarski strzela karne. Więcej w tym wszystkim było przypadku i szczęścia. Może też uderzenie nie było najlepsze, bo na takiej wysokości, że zdołałem odbić piłkę. Sporo pomógł mi też Radek Sobolewski, bo dobrze mnie zaasekurował i uniemożliwił Cetnarskiemu dobitkę.
Obrona rzutu karnego to coś, co w wykonaniu Pareiki zostanie po meczu ze Śląskiem najmocniej w pamięci. Była jednak i druga strona medalu. Bramkarz Wisły miał bowiem spore problemy ze wznawianiem gry nogami. Kilka razy po jego wybiciach w ten sposób piłka lądowała na autach. Estończyk próbuje wytłumaczyć, dlaczego tak się działo.
- Wynika to z tego, że czasami chcę zagrywać piłkę zbyt dokładnie do kolegów - mówi. - Mogłem kopać piłkę cały czas do Cwetana Genkowa, ale zauważyłem, że Śląsk ma wysokich obrońców i ciężko byłoby "Ceco" wygrywać pojedynki w powietrzu z wrocławskimi stoperami. Dlatego chciałem zagrywać do boku, dokładnie do naszych bocznych pomocników. Faktem jest, że z tą dokładnością nie było najlepiej. Mogę obiecać, że popracuję nad tym elementem i postaram się go jak najszybciej poprawić.
Poprawić grę musi również cała Wisła, bo choć ze Śląskiem wygrała, to wszyscy, którzy oglądali to spotkanie, są zgodni, że był to jeden z najsłabszych meczów w wykonaniu krakowian w tym i tak fatalnym sezonie. Pareiko zwraca jednak uwagę, że drużyna zrobiła to, co najważniejsze, czyli wygrała. Styl w tym przypadku jest dla bramkarza Wisły mniej ważny, bo były w tych rozgrywkach mecze, w których krakowianie prezentowali się lepiej, a punktów nie zdobywali. - Minie kilka dni i już nikt nie będzie pamiętał, jak graliśmy w tym spotkaniu. W naszej sytuacji liczy się tylko wynik i fakt, że po tym spotkaniu mamy o trzy punkty więcej - tłumaczy bramkarz. Po chwili dodaje jednak, że sami piłkarze Wisły wiedzą, iż nie był to wielki mecz w ich wykonaniu.
- To rzeczywiście materiał do analizy. Sami nie wiemy, czemu tak zagraliśmy. Musimy jednak usiąść i porozmawiać. Chodzi o to, żeby w następnym meczu uniknąć już pewnych błędów, bo przecież nie zawsze będzie tak, że strzelimy gola w doliczonym czasie gry.
Bramkarz Wisły ciągle wierzy, że ten sezon nie musi być do końca stracony. Co prawda na razie "Biała Gwiazda" jest nisko w tabeli, ale ta jest tak spłaszczona, że wystarczą dwa, trzy wygrane z rzędu mecze, żeby szybko wspiąć się o kilka miejsc. - Wszyscy widzą, jak wygląda ta liga - mówi Sergei Pareiko. - Dzisiaj jesteśmy nisko, ale wszystko może się zmienić po kilku wygranych meczach. Ja na pewno nie stracę wiary w to, że jeszcze możemy coś w tym sezonie osiągnąć. Oczywiście, teraz mamy mało punktów. Dlatego nie ma co składać deklaracji, że walczymy o najwyższe cele. Teraz najważniejsze, co możemy zrobić, to zbierać punkty w każdym meczu. Myślę, że nie ma co za bardzo wybiegać myślami w przyszłość i spekulować, jak ten sezon dla nas się skończy. Trzeba koncentrować się na każdym kolejnym meczu, a jeśli zaczniemy regularnie wygrywać, to później okaże się, co nam to da.
Kraków: przetestujmy razem nową siatkę połączeń. Pierwsze zgłoszenia! [AKCJA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!