https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skowronki zlecą się do Kobylanki

Agnieszka Nigbor-Chmura
O poszukiwaniu rodzinnych korzeni oraz o dziadku Franciszku rozmawiamy z Andrzejem Skowronkiem, sołtysem Kobylanki, organizatorem zjazdu rodzinnego na ponad 100 osób.

Panie Andrzeju, Wasze rodzinne spotkanie będzie prawdziwym zlotem, a nie zjazdem...

To prawda. Skowronki przylatują do nas od lutego do maja, my na spotkanie wybraliśmy wakacje, bo wtedy jest więcej czasu. Na 6 sierpnia do Kobylanki przybędzie ponad setka Skowronków. A to tylko połowa członków rodziny - potomków Franciszka i Bronisławy - moich dziadków.

Co Pana zmotywowało do zorganizowania takiego wydarzenia?

Nosiłem się z tą myślą jakiś czas. Właściwie od momentu, gdy urodził się mój wnuk. Młodzi dali mu na imię Franek i tak wróciła myśl o dziadku Franciszku. Dziadek w 1928 roku wybudował dom w Kobylance, tu urodził się mój tata, na świat przyszedłem tam też ja. Franek to już siódme pokolenie Skowronków na tej ziemi. Uznałem, że to pora, by się spotkać, powspominać.

Jednym słowem, wzięło Pana na sentymenty?

Trochę tak. Nie zachowało się niestety wiele pamiątek czy zdjęć, po wiedzę poszedłem do proboszcza.

Księgi parafialne okazały się pomocne?
Tak. Dotarłem do informacji, że pierwsi Skowronkowie pojawili się w Kobylance na początku XIX wieku. Na tej ziemi gospodarował prapradziadek Paweł, potem pradziadek Wojciech, mój dziadek Franciszek, tata Stanisław, teraz ja. Kawałek ojcowizny należy do mojego syna Grzegorza, a jego następcą będzie Franek.

Rodzina Skowronków zawsze była tak bardzo liczna?

Dziadkowie mieli dziesięcioro dzieci. Najstarszy Michał brał udział w wojnie bolszewickiej, w dwa lata po powrocie do domu zmarł. Miał zaledwie 22 lata. Potem była ciocia Maria, mój tata Stanisław i kolejno Helena, Anna, Władysław, Wiktoria, Józefa, Genowefa i Bolesław.

Dotarł Pan do wszystkich potomków?

Do zdecydowanej większości. Starałem się zaprosić i zachęcić do udziału w spotkaniu swoich kuzynów i kuzynki. A było nas przecież około trzydzieścioro. Ostatecznie z około 200 członków rodziny przyjazd potwierdziło 105 osób.

Kiedy widział się Pan z nimi ostatni raz?

Z niektórymi pewnie w czasie wakacji w rodzinnym domu jeszcze w latach 50. czy 60. Z tymi, co osiedlili się na miejscu - na bieżąco. Choć najczęściej w kościele czy w sklepie. Najpierw była praca zawodowa, wychowywanie własnych dzieci, praca w polu. Teraz, choć na emeryturze, ciągle w ruchu. Młodym trzeba pomóc, więc zajmujemy się z żoną wnukami. Na sentymenty na co dzień czasu brakuje. Dlatego to spotkanie, by siąść przy kawie, powspominać, poprzeglądać stare zdjęcia.

Kto będzie najstarszy?

Mój kuzyn Henryk Przybycień. Ma 80 lat.

A najmłodsi?

Półroczny Cezary Bogusz, prawnuk Bolesława, moja wnuczka Victoria, która w październiku skończy dwa latka. No i Franek właśnie. W dwa dni po zjeździe będzie miał drugie urodziny.

Skąd do Kobylanki przylecą Skowronki?

M.in. z Warszawy, Wrocławia, Kłodzka, Świętochłowic, a nawet Irlandii. Spotkamy się w kościele na mszy świętej, potem odwiedzimy groby bliskich. Będzie czas na wspomnienia i wspólne biesiadowanie. Pewnie zaśpiewamy: „Szła Kasia ścieżyną przez pola i łąki. Nad głową dziewczyny śpiewały skowronki”. a

Rozmawiała Agnieszka Chmura

Gazeta Gorlicka

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska