Andrzej Skowronek, sołtys Kobylanki dąży do zapowiadanego celu, choć nie zawsze jest łatwo: eratyk – bo tak teraz została zakwalifikowana geologiczna ciekawostka znaleziona podczas budowy ścieżki rowerowej w Rozboju, ma już swoje miejsce na polanie przed ołtarzem polowym obok sanktuarium. Został ustawiony obok pamiątkowej lipy, daru mieszkańców bliźniaczej miejscowości w zachodniopomorskiem.
- Dzięki sponsorom udało się przygotować miejsce – obłożyć je krawężnikami i wysypać drobnym klińcem – podkreśla. - Teraz mamy w planach zabezpieczenie naszego okazu przed deszczem, mrozem czy słońcem. Mieliśmy to zrobić teraz, ale kamieniarz, który zadeklarował pomoc uznał, że trzeba dać „kamyczkowi” odetchnąć. Do tej pory dbała o niego ziemia – był szczelnie przykryty grubą jej warstwą, więc ani deszcz, ani mróz nie był mu straszny. Teraz jest wystawiony na bezpośrednie działanie tych wszystkich czynników, stąd konieczność zabezpieczenia go. Nasz fachowiec ocenił jednak, że zanim „zamkniemy” go, musi po prostu wyschnąć – woda, którą ma w porach powinna odparować – wyjaśnia.
Wspomniany przez sołtysa kamieniarz zaproponował, żeby ze wszelką konserwacją poczekać dwa-trzy miesiące. Sołtys gruszek w popiele nie zmierza jednak zasypiać. W tym czasie chce opracować treść tabliczki, która zostanie zamontowana obok kamieni. Już wiadomo, że będzie w niej nawiązanie do legendy spisanej przez Annę Pabis, a która opowiada o diable, którego denerwowały kobylańskie dzwony i ze wszystkich sił starał się je zniszczyć, ciskając w nie wielkimi kamieniami.
- Kto wie, może to jeden z tych kamieni – snuje opowieść sołtys. - Zwłaszcza że kamień ma głębokie rysy i to najpewniej jest ślad po jego pazurach – dodaje pewnym głosem.