Głaz objawił się podczas budowy ścieżki rowerowej przez Rozbój. Powstanie szlaku dla cyklistów wiązało się z szeroko zakrojonymi pracami ziemnymi. I tak właśnie drogowcy-budowlańcy trafili na geologiczną ciekawostkę. Jedni oceniali pewnym głosem, że to nic innego, jak konkrecja żelazista. Inni po cichu dodawali swoje: twór polodowcowy, piaskowiec…
- Czymkolwiek to jest, zostawić tego nie możemy – Andrzej Skowronek, sołtys Kobylanki od razu zabrał się do pracy i szukał wsparcia zarówno pragmatycznego, jak i naukowego. Kamień trzeba bowiem usunąć, znaleźć mu gdzieś miejsce, ale równocześnie warto wiedzieć z czym ma się do czynienia. - Poważna sprawa – komentował co raz.
Do dwóch razy sztuka
Na miejsce zaprosił Pawła Kocańdę, dyrektora Muzeum Ziemi Bieckiej, który potwierdził, że znalezisko ma charakter geologiczny, a nie archeologiczny. Z jednej strony ulga, że nie trzeba będzie wstrzymywać gminnej inwestycji, a z drugiej – pewien niedosyt.
Sołtys nie rozwodził się jednak zbyt długo. Konkretny jest z natury, więc zaczął rozglądać się, co by tu zrobić, żeby kamień przetransportować. Zagadnął z tym i owym, przekonał, że sprawa warta zachodu. I załatwił stosowny ciężki sprzęt.
- Pierwsza próba spaliła na panewce, bo okazało się, że nasz kamyczek, swoje waży. Na pewno powyżej czterech i pół tony – relacjonował z przecięciem. - Nie odpuszczę, ścieżkę trzeba budować, a tu taka zawalidroga. Poszukam, popytam. Na pewno, ktoś pomoże – mówił z przekonaniem.
Znów szepnął do ucha słów kilka jednemu i drugiemu życzliwemu. I dźwig stosownych rozmiarów na miejsce przyjechał, ruch na chwilę wstrzymali, operator raz-dwa pasami kamyk pospinał i kamień w mig wylądował na platformie auta.
- Przy okazji brata bliźniaka mu znaleźliśmy – mówi z dumą sołtys. - Sporo mniejszy, ale zostawić go nie mogliśmy – podkreśla.
Diabła sprawka?
Miejsce dla głazów znalazło się w sąsiedztwie ołtarza polowego. W najbliższych dniach ma pojawić się kamieniarz. Żeby wyczyścić co trzeba, a jak i zaimpregnować, gdy taka konieczność będzie. Sołtys o tablicy też myśli: takiej naukowej i takiej z legendą, którą spisali Annę i Tadeusza Pabisowie, nieżyjące już małżeństwo z Libuszy, które z wielkim zaangażowaniem zbierało różne relikty związane z ziemią gorlicką. W jednej z opowieści pojawia się diabeł, który miał mieć swoją pieczarę wypełnioną skarbami na Skale (przysiółek Kobylanki). Strasznie denerwowały go dzwony na kościelnej wieży, które dzwoniły trzy razy dziennie. Postanowił się z nimi rozprawić.
- Poleciał do Ciężkowic, odłamał ze skały olbrzymi głaz. Niósł go w łapach i sapał od ciężaru. Był już blisko, cieszył się, że mu się uda. Widział już w dolinie wieżę świątyni. W tej chwili odezwały się dzwony kobylańskie. Diabeł z wściekłości utracił moc. Roztrzęsły mu się łapy i olbrzymi kamień wypadł mu z pazurów – czytamy.
Sołtys planuje skrót legendy przywołać tuż obok informacji o tym, gdzie kamień został znaleziony.
