Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słowa Weyssenhoffa dodawały ludziom skrzydeł

Katarzyna Janiszewska, Marian Satała
Marian Satała
Budził w ludziach szacunek. Nie z każdym od razu się zaprzyjaźniał. Ale jak już ktoś zasłużył na jego zaufanie, to na całe życie. O zmarłym Antonim Weyssenhoffie piszą Katarzyna Janiszewska i Marian Satała

Miał kilka wielkich miłości. Przede wszystkim kochał nad życie swoją wnuczkę. Mała Alusia była jego oczkiem w głowie. Kochał Kraków, Lwów i Orlean. Nie tyle zabytki, co mieszkających tam ludzi. I choć nie znał dobrze języków obcych, świetnie się z nimi dogadywał. Miał masę przyjaciół. Był pedagogiem, społecznikiem, dyrektorem, miłośnikiem folkloru góralskiego. Człowiekiem instytucją.

Lucyna Frąckiewicz-Godyń, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Wychowania Pozaszkolnego znała Antoniego Weyssenhoffa od 25 lat. Zapamiętała go jako ciepłego i otwartego człowieka, a nie napuszonego dyrektora. - Spotkaliśmy się pierwszy raz w 1984 r., kiedy jeszcze pracowałam jako kurator oświaty - wspomina. - Stanął w drzwiach urzędu na Basztowej z torbą przewieszoną przez ramię i powiedział: to ja jestem nowym dyrektorem. Tak bardzo naturalnie i bezpośrednio. Wiedziałam już wtedy, że będzie się nam dobrze współpracować.

Energiczny, z pomysłami i inicjatywą, dbał o kontakty międzynarodowe z innymi placówkami. Walczył, kiedy po 1989 r. chciano likwidować placówki wychowania pozaszkolnego. Nowe władze uznały, że to komunistyczny wymysł. Weyssenhoff przekonywał, że lepiej zapobiegać patologiom, niż później je leczyć. Zmobilizował dyrektorów z całej Polski, stworzył liczące się dziś Polskie Stowarzyszenie Wychowania Pozaszkolnego.

Całe życie pracował z dziećmi i miał z nimi fantastyczny kontakt. - Pamiętam, jak pojechaliśmy na delegację do Francji - opowiada Barbara Zgłobicka, pełniąca obowiązki dyrektora Centrum Jordana. - Nie udało mi się znaleźć dla synka wymarzonego motorka. Wyszukał go w drodze powrotnej na stacji, kupił i wręczył mi ze słowami, że nie można zawieść dziecka.

Współpracownicy podkreślają, że był wymagającym, ale sprawiedliwym dyrektorem. Nie szafował pochwałami. - Po pierwszym półroczu pracy miała zapaść decyzja, czy przedłużą ze mną umowę - opowiada Joanna Ficek, rzecznik CM Jordana. - Dyrektor wezwał mnie do siebie i powiedział: "no, jesteś dobra, bardzo dobra. Ale się nie zepsuj!" Takie słowa uskrzydlały. Potrafił mobilizować. Nigdy bym nie pomyślała, że zostanę rzecznikiem prasowym. Nie lubiłam wypowiadać się publicznie. Ale tak mocno zaszczepił mi ideę pracy z dziećmi, że nie myślałam już o swojej tremie.

Ani chwili nie mógł usiedzieć bezczynnie na miejscu. Ciągle coś inicjował, wymyślał. I nie był to słomiany zapał. - Niewielu jest takich ludzi z misją, inspirujących - mówi Ficek. - I choć odszedł, na zawsze pozostanie z nami. Przy omawianiu nowych idei, pomysłów będziemy się zastanawiać: co by na to powiedział Antek?

Lucyna Frąckiewicz-Godyń przyznaje, że ostatnie spotkanie było dla niej bardzo trudne. - Antoni zaprosił mnie do siebie, kiedy trochę lepiej się poczuł. Chciał wiedzieć, co słychać w stowarzyszeniu. Złożyłam mu już wcześniej życzenia urodzinowe. Mieliśmy się skontaktować przed świętami. Na koniec objął mnie ramieniem, jakby czuł, że ostatni raz się widzimy...

- Antek to wielki mój przyjaciel, znaliśmy się od lat, nasze dzieci wspólnie się wychowywały - wspomina Jan Okoński, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. przedsiębiorczości. - To wspaniały człowiek, wiele inspiracji i działań młodzieży wychodziło zawsze od niego. Był społecznikiem w prawdziwym tego słowa znaczeniu - dodaje Okoński.

Jako radny miejski zabiegał o kontakty naszego miasta z zagranicą. To właśnie Weyssenhoff nawiązał współpracę z Orleanem, który do dziś jest miastem partnerskim dla Krakowa. Pierwsze zachodnie autobusy miejskie pojawiły się w Krakowie dzięki jego staraniom.

Ferdynand Nawratil, dyrektor Nowohuckiego Centrum Kultury poznał Weyssenhoffa 30 lat temu. - To był jeden z nielicznych harcerzy, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń, kiedy przyjechałem z Jaworzna do Krakowa i objąłem funkcję zastępcy komendanta Chorągwi Krakowskiej ZHP.

Weyssenhoff był w niej szefem komisji współpracy zagranicznej . Ale wyszedł z słynnego "Huraganu", był komendantem tego szczepu, potem został zastępcą komendanta Hufca ZHP Kraków Śródmieście. Najważniejsze jednak jego dzieło to kierowanie Chorągwianą Szkołą Instruktorską. - Spod jego ręki wyszli wszyscy instruktorzy, którzy do dziś działają z młodzieżą. Dla harcerstwa i oświaty to wielka postać - podkreśla Nawratil.

Dr Antoni Weyssenhoff, lat 63
Urodził się w Krakowie. Ukończył pedagogikę na UJ, a później pedagogiczne studia doktoranckie. Pracował jako nauczyciel w szkole podstawowej, liceum, na AGH i Politechnice. Od 1982 r. kierował Centrum Młodzieży im. dr Henryka Jordana. Aktywnie działał w ZHP. Był radnym Krakowa. Zmarł 16 kwietnia, po długiej chorobie. Nabożeństwo żałobne odbędzie się dziś o godz. 13 w kaplicy na cmentarzu Rakowickim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska