Długo i dzielnie się opierałem, ale ostatecznie po jakichś 30 sekundach wysupłałem resztki pieniędzy z tego, co Warszawa ze mnie odessała - a odsysać portfele to ona potrafi skuteczniej niż chirurdzy w Los Angeles tłuszcz z żon Hollywoodu - wychodząc z założenia, że wilk będzie syty i owca cała, bo ta ostatnia będzie mieć co czytać w pociągu. Traf - albo wydawca - chciał, że do płyty dołączona była „Polityka”, która już dawno powinna wyściełać kosze na śmieci, bo był to numer sprzed dwóch tygodni. Przeżute tematy i odległe czasy, sporo o grzechach prezydenta Dudy i PiS-u już tak starych, że dziś nikt ich nie pamięta. Był też jednak wywiad z Pawłem Demirskim, dramaturgiem, kto bywa w Starym na jego - i Moniki Strzępki - sztukach, ten wie, czego można się było spodziewać. Aż dziw zresztą bierze, że to nie „Bitwa Warszawska” była najgorliwiej oprotestowywanym przez środowiska „patriotyczne” spektaklem; może dlatego, że jest obrazoburcza w zbyt inteligentny sposób.
Demirski, związany z Krytyką Polityczną, postawił m.in. interesującą tezę, że za wzrost brunatnej fali w Polsce - a ona, nie oszukujmy się, cały czas wzbiera - jest odpowiedzialny establishment III RP, który niepotrzebnie wytaczał wielkie armaty przeciw narodowcom, robiąc im reklamę, co potem sprytnie wykorzystał PiS, ryzykownie flirtując z rosnącą skrajną prawicą. Rzecz do dyskusji, niemniej gdy dwie godziny później przeniosłem się przy pomocy smartfona z archiwaliów do teraźniejszości, pierwsza informacja, którą zobaczyłem, brzmiała tak: „Demirski pobity przez kiboli Legii. Wstawił się za obrażanym Pakistańczykiem”. Cenię twórców, którzy nie boją się konfrontować własnych teorii z realiami. Choć akurat z winą Tuska przy tym incydencie bym nie szarżował.
Nie myślcie jednak, że w tej Wawie jest tak straszno, zwłaszcza z perspektywy Krakowa, w którym maczetami obcina się ręce. W tej historii najdziwniejsze nie jest zresztą to, że ktoś kogoś zaatakował na rasowym tle - ostatnio takie sytuacje zdarzają się coraz częściej, jasna karnacja to będzie dobry kapitał na nowe czasy - tylko że Demirski nie zgłosił sprawy na policję. Ot, taki wewnętrzny kodeks artysty antysystemowego, który paradoksalnie staje się jego punktem stycznym z bijącymi go kibolami.
Przyznam szczerze, że coraz mniej rozumiem z tego naszego świata. Chyba więc wproszę się dzieciom choć na chwilę do baśniowego świata „Gwiezdnych wojen”.