Sprawa, wiadomo, jest śmierdząca, o czym my, małopolski lud, wiemy najlepiej (Sucha Beskidzka na wysokim siódmym miejscu, jednak usunięcie stacji pomiarowej nie jest dobrym sposobem na smog), ale to jeszcze - jak się zdaje - nie powód, żeby tak ostentacyjnie ją olać. Trudno przecież znaleźć lepszy pretekst do dyskusji o rozwiązaniach i pomysłach na czyst(sz)e powietrze, ale najwyraźniej jest to zagadnienie, które grzeje jedynie kilku aktywistów i lemingów z Facebooka. Bo nie media i polityków.
Kwestią priorytetową dla naszego kraju jest dziś przecież ustosunkowywanie się od rana do nocy do słów (dokładnie dwóch) Billa Clintona o Polsce i walka o dobre imię ojczyzny, głos w tej niezwykle istotnej sprawie zdążyli już zabrać premier, prezydent, nadpremier i nadprezydent, połowa ministrów i trzy czwarte opozycji. Wcześniej potrzebą chwili było komentowanie wypowiedzi Bono, za moment ani chybi powie coś Angelina Jolie. Ileż można o tym mówić? Nawiasem mówiąc, słyszałem plotkę, że kilka gwiazd nie skorzystało z zaproszenia na krakowską Off Camerę ze względu na „sytuację polityczną w Polsce”. Fakt faktem, nie było żadnej.
No dobrze, ale może w tej sytuacji wystarczyłoby zbyć wszystko jednym żartem, że „to, co mówi Clinton, jest dowodem na to, że jednak się zaciągał” i zająć się jakąś pożyteczną robotą? Heloł, raport WHO!
Rozumiem, że czasu na smog nie ma prezydent, bo kiedyś musi ćwiczyć te wszystkie płomienne przemowy, rozmaitych rocznic, dni rodzin, kobiet i spawaczy jest w końcu od zarąbania, że brakuje go też premier, bo musi odpierać wściekłe ataki opozycji z całego świata, ale może wypowiedziałby się minister środowiska Jan Szyszko? Ach, on też jest bardzo zajęty: walką z kornikiem drukarzem, drzewami w Puszczy Białowieskiej, polityką klimatyczną UE i farmami wiatrowymi. O raporcie nie ma słowa na stronie ministerstwa - jest za to sprostowanie wysłane do Guardiana w sprawie artykułu o Białowieży.
Choć może z drugiej strony należy się cieszyć, że nie wysłano sprostowania do WHO. Przynajmniej na razie.