Cóż, w próbach opisu najlepszego obecnie polskiego boksera wagi ciężkiej nie ma sensu chodzić na około. Bardziej przypomina kibica skoków narciarskich, który oparł dietę o piwo i grillowaną karkówkę niż atletę niezmordowanie przerzucającego ciężary i skaczącego na skakance w sali gimnastycznej (po amerykańsku w gymie). Jest - krótko mówiąc - antytezą gladiatora, wyzwaniem rzuconym współczesnemu, ocierającemu się chwilami o obsesję, kultowi ciała. Nie kryjmy, zapowiadane sukcesy Kownackiego ułatwią wielu z nas decyzję o niechodzeniu na siłownię.
Nie ma sensu robić z niego fizjologicznej zagadki. Nie każdy może mieć rzeźbę braci Kliczków czy Joshuy i Wildera, decydują o tym cechy somatyczne. Można zawsze zgadywać, o ile Kownacki byłby szybszy i lepszy gdyby zrzucił dziesięć kilo, tylko po co. On ma coś, czego w boksie nie da się zastąpić nawet najbardziej niezłomną pracą nad sylwetką: wrodzoną krzepę i geny do bitki. Być może nie wystarczy to na najlepszych, ale nie przesądzajmy. Solidny Gerald Washington, góra mięśni, nie wytrzymał z nim dwóch rund. A z tej samej co Kownacki gliny ulepiony jest przecież Tyson Fury, który niejedną posągowo zbudowaną gwiazdę doprowadził pięściami na skraj załamania nerwowego.
Kownacki nie ma złej sławy Anglika, ale wielu podskórnie czuje do obu sympatię. Jak do filmowego klasowego tłuścioszka, który nie boi postawić się gwiazdom szkolnej drużyny futbolowej. Ludowi bohaterowie. Z krwi i kości. No, może czegoś więcej. Kiedy wchodzą na ring i stają naprzeciwko wyrzeźbionych herosów, świat rzeczywisty konfrontuje się ze światem idealnym. A my, pełni słabości mieszkańcy tego pierwszego, bardzo lubimy, gdy wychodzi na nasze.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Rafał Wisłocki. Pod jego wodzą Wisła Kraków nie zginie
Królewski. Łemko z Hańczowej na ratunek Wiśle
Sergiu Hanca z Cracovii: Kocham derby!
Michał Probierz dostał wielką władzę w „Pasach”
Mariusz Wach: Czekam na rewanż z Arturem Szpilką