32-letni Simonides, jedna z legend polskiego boksu tajskiego, były mistrz świata i medalista wielu imprez, a obecnie trener reprezentacji Polski, postanowił zakończyć piękną karierę zawodniczą.
W walce wieczoru o mistrzowski pas prestiżowej federacji WMC, która odbyła się według pradawnych zasad muay boran (zawodnicy zamiast rękawic mieli liny oplecione na rękach), efektownie pokonał przez nokaut w drugiej rundzie Taja Tawatchaia Budsadee.
– Walczyłem dla Polski na całym świecie. To był dla mnie zaszczyt. Chciałbym zwrócić uwagę na wartości, jakie niesie za sobą muaythai, czyli honor, przyjaźń, tradycja, szacunek i fair play – powiedział „Simi”.
Jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu Simonides klęknął na ringu i oświadczył się swojej dziewczynie Angelice. Ta przyjęła oświadczyny, a narzeczeni zebrali gromkie brawa od fanów.
Krakowski mistrz muaythai podobny gest wykonał kiedyś podczas zawodów w hali Bronowianki Kraków. Wtedy zszedł z ringu i wręczył Angelice kwiaty.
W innym zawodowym pojedynku Oskar Staszczak z Raczadamu Kraków (Simonides walczył w tym klubie wiele lat) wygrał na punkty z Francuzem Jimmym Vienotem. Dwie pierwsze rundy były wyrównane, w trzeciej krakowianin ruszył do ataku.
– Dominowałem w niej, mój rywal był oszołomiony. Zacząłem wtedy uderzać łokciami. Bardzo się cieszę z tej wygranej, z tego, że mogłem walczyć w jednej z największych hal w Europie i że pokonałem rywala, który od kilku lat trenuje w Tajlandii – powiedział aktualny wicemistrz globu, który stoczył trzeci w karierze zawodowy pojedynek (poprzednie także wygrał).
W finałowej gali, w walce o złote medale, wystąpiło trzech Polaków. Na najwyższym stopniu podium stanął warszawianin Mateusz Kopiec, który w finale kat. 71 kg pokonał na punkty Itaya Gershona z Izraela.
W finale kat. 67 kg Marcin Łepkowski z Raczadamu po pięknym boju przegrał z legendą muaythai, wielokrotnym mistrzem świata, Białorusinem Andrejem Kulebinem. Polak pokazał klasę, odważnie atakował, ale musiał uznać wyższość znakomitego rywala, który wygrał jak najbardziej zasłużenie, co przyznał potem sam krakowianin.
– Oddaję mu szacunek. Kopiąc go, momentami czułem się tak, jakbym kopał metalowe pręty – powiedział Łepkowski, który zebrał wiele braw od kibiców.
Trzeci nasz reprezentant, warszawianin Radosław Paczuski, nie mógł walczyć w finale kat. 81 kg z powodu kontuzji.
Co wiesz o Wielkich Derbach Krakowa? [POZIOM PODSTAWOWY]? WEŹ UDZIAŁ W TEŚCIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!