https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stefan Kozik - sołtys, który rządzi wiejskimi gospodyniami

Maria Mazurek
Stefan Kozik od blisko 40 lat jest nie tylko sołtysem Łazów Brzyńskich (gmina Łącko), ale również... szefem tutejszego Koła Gospodyń Wiejskich
Stefan Kozik od blisko 40 lat jest nie tylko sołtysem Łazów Brzyńskich (gmina Łącko), ale również... szefem tutejszego Koła Gospodyń Wiejskich Joanna Urbaniec
Stefan Kozik. Oryginał z gminy Łącko.

Szła babeczka do laseczka, do zielonego. Napotkała dziadka z lasu bardzo śwarnego. Chodź dziadku, chodź dziadku, nie krępuj się. Bo miłość w tym wieku też przyda się.

Gdyby nie wiedzieć, gdzie w Łazach spotyka się koło gospodyń wiejskich, trafi się bez problemu, wysłuchując biesiadnych melodii. Dochodzą z blaszanej daczy, która niegdyś była sklepem spożywczym. Kiedyś, w czasach gdy w Łazach Brzyńskich, gmina Łącko, powiat nowosądecki, był jeszcze jakikolwiek sklep.

Ale ani Stefan Kozik, to jest sołtys Łazów i szef Koła Gospodyń Wiejskich w jednym, ani jego krzepkie babeczki, sklepu do szczęścia nie potrzebują.

Wystarczy trochę śpiewów, tańców w rozsądnej dawce i dowcipu. A jak ten ostatni nieco się przytępia, wtedy mieszkańcy Łazów aplikują sobie lecznicze nalewki sołtysa. I znów jest wesoło.

Sołtys zaprowadzi
- Jadąc z Łącka w kierunku Nowego Sącza zobaczy pani miejscowość Jazowsko, tam trzeba skręcić w prawo, przejechać przez Dunajec, potem w lewo i stromo wąską drogą do góry. Tak z kilka kilometrów i to już!- instruuje sołtys Kozik.
To "już", z którego rozpościera się imponujący widok na Sądecczyznę, wygląda jak wieś z innej epoki. Nie ma szkoły, kościoła, sklepu. Są za to spokój, cisza, czyste powietrze.

- A po co nam niby szkoła, sklep? - pytają zgodnie pani Ania, pani Stasia, pani Zosia, roześmiane, poprzebierane w tradycyjne, kolorowe stroje gospodynie, najwierniejsze z ekipy sołtysa Kozika.

- Całe szczęście, że nie ma, bo spokój jest. Poza tym sklep sam tu przyjeżdża, handel obwoźny mamy: prawie codziennie zjawia się pan z dostawczakiem i sprzedaje ludziom co trzeba: chleb, cukier, herbatę, mleko, jeżeli ktoś swojej krowy nie ma. Miły jest ten pan i jeśli ktoś dalej od drogi mieszka, to nawet podjedzie do niego - opowiadają gospodynie.

Widać od razu, że same są bardzo gościnne. - Może zje pani swojskiej kiełbaski, a może placka, może wpadnie pani kiedyś na tańce? Chciałaby skorzystać pani z toalety? U nas nie ma, ale sołtys zaprowadzi do sąsiadów, którzy mają wychodek.

Śmieją się tylko głupi

Bo sołtys Kozik we wsi to jest persona, z którą nie sposób się nie liczyć.
Człowiek ze srogim, zawiniętym do góry wąsem (trochę jak Salvador Dali), ale gołębim sercem i ujmującym uśmiechem. Mało kto pamięta czasy, kiedy Łazami rządził ktoś inny: Kozik sołtysuje tu już prawie czterdzieści lat.

I niemal tyle samo lat jest szefem Koła Gospodyń Wiejskich.

Czy ludzie się nie śmieją, że mężczyzna stoi na czele wiejskich bab, które pieką placki? - E tam, śmieją się tylko ci, którzy głupi są - zdaje się nie przejmować tym sołtys.

Poza tym, jak dodają otaczające go gospodynie, szef-mężczyzna to jednak jest duży pozytyw. Furorę robi na różnych wyjazdach i konkursach, a dzięki temu gospodynie z Łazów nigdy nie zostają niezauważone. Bo innych takich kół gospodyń, którym szefuje mężczyzna, dużo nie ma. Z tego, co im wiadomo, w całej Polsce jeszcze tylko jedno.

On zaś swoją rolę na wsi traktuje bardzo poważnie. I to zarówno jako szef Koła, jak i jako sołtys. Blaszak, w którym spotykają się gospodynie (blaszak ten pełni zresztą rolę czegoś na kształt centrum wioski; przed nim stoi ławka, tablica na ogłoszenia i drewniany słup z dumnym napisem "Łazy Brzyńskie"), cały przyozdobiony jest różnymi dyplomami, trofeami. Dziesięć lat temu na przykład Janusz Sepioł, wówczas marszałek Małopolski, wręczył Kozikowi dyplom dla najlepszego sołtysa w całym województwie. - Staram się. Młodzieży załatwiłem stół do ping-ponga, by mieli co robić w wolnym czasie. Myślę też intensywnie, jakby promować Łazy Brzyńskie. Bo na to zasługują - stwierdza sołtys.

Trunek na frasunek
Jednym z lepszych sposobów, by promować Łazy Brzyńskie są słynne nalewki sołtysa. Zdobywają nagrody na różnych konkursach regionalnych i coraz częściej kuszą na weseliskach, dumnie prezentując się na tak zwanych "stołach regionalnych".

"Na frasunek dobry jest łazowski trunek" - czytamy na kolorowych etykietach. Sołtys specjalizuje się zarówno w klasycznych smakach (cytrynówka, wiśniówka, jeżynówka), jak i tych rzadziej spotykanych. Jest więc nalewka z dzikiej róży (idealna na katar, jak twierdzi sołtys), z sosny (leczy kaszel), jałowcówka (która pomaga na nerki).

Jest też nalewka z brzozy, z pigwy, z modrzewia. I hit sołtysa Kozika - nalewka lubczykowa. - Na potencję - wyjaśniają krótko i bez pruderii gospodynie z Łazów.

Ponoć gdy jakieś małżeństwo się we wsi pokłóci, to zaraz przychodzą po lubczykówkę od sołtysa i natychmiast się godzą. W łóżku.

Miłość "na muzykach"
Oprócz sołtysowania i kierowania Kołem Gospodyń Wiejskich, Kozik - razem zresztą ze swoimi łazowskimi babeczkami - udziela się w Kole Emerytów w Łącku. Jeżdżą na wycieczki, organizują spotkania. A jakie opłatki są wesołe, na sto osób! - Potrafimy rozkręcić każdą imprezę - śmieją się łazowskie gospodynie. W takiej kopalni w Bochni wiedzą już na przykład, że gdy przyjeżdżają seniorzy z Łazów, to tak tańczą, aż się ściany trzęsą. Zawsze przywiozą jakieś swoje kulinarne specjały, jakieś nalewki.

Szkoda tylko, że we wsi Łazy Brzyńskie najlepiej bawią się ci starzy. - Młodzi powyprowadzali się do większych miejscowości albo nawet siedzą za granicą, na Zachodzie: w Niemczech, w Holandii, w Belgii - opowiada pani Stasia. Sama ma syna w Finlandii. Buduje tam parkingi podziemne.

- Ale wróci, tu przecież gospodarkę ma zapisaną - opowiada kobieta. Martwi ją tylko jedno: syn, mimo że ładny jest, zgrabny i zaradny, wciąż żony nie znalazł. - A ma już 40 lat! - zaznacza pani Stasia.

Bo kiedyś - tak twierdzą gospodynie (i gospodarz) z Łazów, ludziom w ogóle łatwiej było się zdecydować na małżeństwo. Młodzi poznawali się na tak zwanych muzykach. Kiedy do wsi przyjeżdżał grajek, to bez gadania się łóżka z chałup wynosiło i tańcowało do upadłego.

Na takiej zabawie swoją przyszłą żonę poznał i sołtys. Doczekał się z nią trzech synów, wnuków. Małżeństwo trwałe się okazało i, trzeba to dodać, udane. - Żona sołtysa wyrozumiała jest i puszcza go z nami, innymi kobietami, na te wszystkie wycieczki - zauważa pani Stasia.

Pani Zosia prostuje: E tam, jak był młody, przecież go pilnowała i jeździła z nami. Na starość nie musi już go tak krótko trzymać.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
kuśka
Alosza i Wania idą ze śniadania.
Y
Yewish
"Bodej ta bodej!, czy w tym kółku (a może kole w oczy) też obowiązuje ta "śpiewka", która mówi, że członkini takiej ORGANIZACJ jest osobistością WSZECHSTRONNĄ "śpiewa, tańczy i gotuje, coś tam daje i haftuje"
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska