Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracili dom, ale nie zostali sami. Ludzie pomagają im stanąć na nogi [WIDEO]

Paweł Chwał
Sylwia i Marcin Madejowie z trzymiesięczną Amelką. W tle budowany jest ich nowy, wyczekiwany dom
Sylwia i Marcin Madejowie z trzymiesięczną Amelką. W tle budowany jest ich nowy, wyczekiwany dom Paweł Chwał
Opisana na łamach GK historia pogorzelców poruszyła serca wielu mieszkańców regionu. Madejom w międzyczasie urodziła się córeczka. Zakończyli także kurs na rodziców zastępczych

WIDEO: Stracili dom, ale nie zostali sami. Ludzie pomagają im stanąć na nogi

Autor: Paweł Chwał, Gazeta Krakowska

Pół roku temu świat im się zawalił. Gdy pojechali kupować wyprawkę dla dziecka, które za kilka tygodni miało przyjść na świat, spłonął im dom. Ledwo co, dużym wysiłkiem i nakładem pieniędzy wyremontowali. Bez dachu nad głową została pięcioosobowa rodzina. Niejeden na ich miejscu by się załamał. Ale nie Madejowie. Dzisiaj po spalonym, piętrowym budynku nie ma już ani śladu.
- Rozebraliśmy go trzy miesiące temu, kiedy po ekspertyzach wyszło, że nie można w nim już dalej mieszkać - wspomina Marcin Madej.

Od razu rozpoczęli starania o pozwolenia niezbędne do rozpoczęcia w tym samym miejscu budowy nowych czterech ścian. Obawiali się, że może to potrwać wiele miesięcy. Ale już w czerwcu mieli komplet dokumentów w ręku.

- Nasza historia poruszyła serca wielu osób, również... urzędników. Dlatego niektóre procedury udało się maksymalnie przyspieszyć - wyjaśnia Sylwia Madej.

Pierwsze ziemne prace ruszyły końcem czerwca. W tym momencie robotnicy kończą już budowę piwnic. Przymierzają się do wylania betonowej płyty pod pierwsze piętro.

- Robota postępuje bardzo szybko. Jestem dobrej myśli i mocno wierzę w to, że wprowadzimy się do nowego domu jeszcze w tym roku. Najlepiej na święta Bożego Narodzenia - mówi Marcin Madej.

Przygarnęli ich sąsiedzi
Ślub wzięli dwa lata temu. Po styczniowym pożarze zamieszkali u znajomych w sąsiednich Januszkowicach. W kwietniu - urodziła się im córeczka Amelka.

- Powiedzieli, że mają wolny pokój i przygarnęli nas pod swój dach. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni - mówi Sylwia Madej.
Jej 80-letni dziadek znalazł schronienie u kolejnych sąsiadów. Natomiast mama, która początkowo również mieszkała po znajomych, kilka tygodni temu przeniosła się do... garażu koło nowo budowanego domu. Urządziła sobie w nim tymczasowy pokój.

- Zawsze to inaczej, jak ktoś jest na miejscu i dogląda placu budowy. Choćby po to, żeby odstraszyć potencjalnych złodziei - mówi Małgorzata Szczeklik, mama Sylwii.

Pomoc z potrzeby serca
Nowy dom dla pogorzelców rośnie w oczach między innymi dzięki wielu ludziom dobrego serca, którzy przejęli się losem poszkodowanej rodziny. Jednym z pierwszych, który odpowiedział na apel "Gazety Krakowskiej" o pomoc dla Madejów był Stanisław Bańbor, prezes stowarzyszenia Dajmy Dzieciom Miłość. Organizacja kupiła w firmie Leier w Woli Rzędzińskiej po preferencyjnej cenie m.in. kominy w do nowo budowanego domu. Pośredniczyła też w pozyskaniu siedmiu ton cementu z firmy ZP Baucem z Niedomic. Udało się także taniej kupić ceramikę i pustaki. 10 tysięcy złotych przekazała gmina Brzostek, a na pogorzelców zorganizowana została też zbiórka w kościele.

- Im więcej osób zaangażuje się w pomoc, tym ta rodzina szybciej będzie znowu na swoim. Nie możemy ich zostawić samych - podkreśla Bańbor.

Dług wdzięczności
Pożar i przyjście na świat Amelki nie przekreśliły ambitnych planów Madejów dotyczących stworzenia rodziny zastępczej. - Ukończyliśmy kurs i zdaliśmy już egzamin. Kiedy tylko będziemy mieć już własny dom, nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby uszczęśliwić jakieś samotne dziecko i przygarnąć go pod nasz dach. Tak jak inni przyjęli nas i okazali nam swoje serca - mówi Sylwia Madej.

Od tragedii do nadziei
Do pożaru, który strawił dom rodziny Madejów, doszło w południe 12 stycznia.
Kłęby dymu wydobywające się spod dachu zauważyli robotnicy, którzy akurat wykonywali w pobliżu prace przy kanalizacji. Właśnie oni wezwali straż i pomogli wynieść z płonącego budynku 80-letniego staruszka. Strażacy ustalili, że przyczyną pożaru było zapalenie się sadzy w kominie. Spłonął dach i całe poddasze. Podczas akcji ratowniczej zalany został cały strop. Wodą nasiąkł do tego stopnia, że nadawał się jedynie do rozbiórki. Ze względu na bezpieczeństwo domowników nadzór budowlany wydał zakaz użytkowania budynku.

Pogorzelcom wciąż można pomóc wpłacając dowolne datki na konto stow. Dajmy Dzieciom Miłość: 50 1500 1748 1217 4002 4722 0000 z dopiskiem Dla Madejów lub kontaktując się z nimi bezpośrednio (nr tel. 509 310 166) .

Do ukończenia domu potrzebna jest im. m.in. stolarka drzwiowa i okienna, drewno i blacha na dach. Niekoniecznie chcą je za darmo, mogą kupić je również po korzystnej cenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska