Do tragedii doszło w Stryszowie wieczorem w sobotę. W domu przy głównej drodze Stryszów-Wadowice, niedaleko stacji PKP, spotkało się czterech kolegów. Żaden nie zauważył, że nie żyje jeden z uczestników spotkania. Mieszkaniec Zakrzowa, uczeń szkoły zawodowej, nie zasnął ze zmęczenia tylko zmarł. Pogotowie wezwał dopiero wujek chłopca, w którego domu koledzy się bawili. W tym czasie w domu nie było jego właścicielki, mamy jednego z imprezowiczów. Była w pracy.
Lekarz, który przyjechał na miejsce, stwierdził zgon. Na miejsce tragedii przyjechała policja, a potem około jedenastej w nocy także karawan, aby zabrać zwłoki. Wyjaśnieniem zagadkowego i nagłego zgonu młodego mężczyzny zajmuje się prokuratura w Wadowicach.
- Zleciliśmy sekcję zwłok zmarłego w zakładzie medycyny sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Sekcja ma między innymi wykazać, jakie substancje spożywał zmarły na krótko przed śmiercią i czy nie chorował przewlekle - mówi Jerzy Utrata, prokurator rejonowy w Wadowicach. Trwają przesłuchania pozostałych uczestników imprezy.
Prokuratura nie postawiła nikomu żadnych zarzutów. Nie wyklucza, że 19-latek zmarł na skutek przewlekłych schorzeń.
- Wstępne oględziny zewnętrzne zwłok dokonane przez lekarza potwierdzają, że przyczyną zgonu nie jest uraz widoczny gołym okiem - mówi prokurator Utrata. Dodaje, że nie może powiedzieć więcej ze względu na dobro śledztwa. Czy to jednak oznacza, że do śmierci mężczyzny nie przyczyniły się inne osoby, nie wiadomo.
- To wielka tragedia dla rodziny, która straciła syna i dla tej rodziny, gdzie zmarł - mówi mieszkanka Stryszowa.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+