Pan Stanisław, emeryt z Wadowic, w sobotę, 5 stycznia, wieczorem, poczuł się źle. Odczuwał duży ból w okolicach klatki piersiowej i pleców. W niedzielę, po nieprzespanej nocy udał się na oddział całodobowej opieki medycznej w szpitalu im. Jana Pawła II w Wadowicach.
- Lekarz przyjął go. Po wysłuchaniu opisu teścia co do objawów szyderczo stwierdził: „Wy tu w Wadowicach nie wiecie, że na ból mięśniowy trzeba użyć Voltarenu a na suchość w gardle tabletek do ssania” - opowiada pani Joanna, jego synowa.
Twierdzi, że lekarz nie wykonał żadnych badań i odesłał teścia do domu z radą, aby ten, dopiero dzień później, w poniedziałek poszedł do swojego lekarza rodzinnego.
Pan Stanisław wrócił do domu. Po nieprzespanej kolejnej nocy w poniedziałek poszedł do swojej przychodni. Tam lekarz rodzinny wykonał badanie pomiaru ciśnienia oraz EKG i natychmiast wezwał karetkę.
- Okazało się, że teść przechodził poważny zawał serca. Został natychmiast przewieziony do szpitala w Oświęcimiu gdzie wdrożono leczenie, został wykonany zabieg koronografii i na szczęście ustabilizowano jego stan - wyjaśnia pani Joanna. - Lekarze w szpitalu w Oświęcimiu ocenili stan teścia na bardzo poważny, zawał był rozległy i naprawdę chyba tylko cud sprawił że nie zmarł. Mięsień serca ma poważnie uszkodzony - dodaje załamana.
Obecnie mężczyzna przebywa w szpitalu im Jana Pawła II w Krakowie na dalszym leczeniu.
Jego rodzina bardzo krytycznie ocenia postawę lekarza.
- Cała ta sytuacja mogła skończyć się tragicznie ponieważ lekarz zlekceważył objawy teścia, nie wykonał nawet żadnych badań. Nie szukał przyczyny tego stanu. Doprowadził do tego, że człowiek z rozległym zawałem serca musiał radzić sobie sam - twierdzi synowa pana Stanisława.
Nie wyklucza, że oddadzą sprawę do sądu.
- Dysponujemy dokumentacją medyczną, łącznie z kopią z wizyty u lekarza w szpitalu. Pani koordynator, która wydawała nam dokumentację powiedziała tylko „znowu skarga” - mówi pani Joanna.
To nie jedyna w miesiącu skarga na personel szpitala w Wadowicach, która dotarła do naszych dziennikarzy.
- Znajoma mojej mamy z udarem czekała aż pięć godzin w poczekalni Szpitalnego Oddziału Ratunkowego na przyjęcie. Usłyszała, że lekarze są zajęci i musi poczekać, bo pracują jednocześnie na swoich oddziałach i na SOR - skarży się pani Anna.
Zastrzeżenia co do jakości świadczenia usług w szpitalu ma też inna mieszkanka powiatu. W ub. tygodniu, w poniedziałek, jej mama wysiadając z samochodu niefortunnie upadła wykrzywiając mocno rękę do tyłu. Coś chrupnęło, pojawił się ból. Kobiety pojechały na SOR.
- Po długim oczekiwaniu w kolejce i niemiłym zachowaniu personelu podczas badania usłyszeliśmy od lekarza, że nie ma złamania - wspomina kobieta. Rękę jednak wsadzono w gips. Seniorkę ręka bardzo nadal bolała. Kobiety pojechały więc do szpitala w Suchej Beskidzkiej. - I okazało się, że mama miała złamaną tę rękę! - denerwuje się kobieta.
Dział Organizacji i Nadzoru ZZOZ w Wadowicach poinformował, że do środy, 23 stycznia, nie wpłynęła żadna skarga dotycząca tych przypadków.
Jednak, niezależnie od tego, zgodnie z obowiązującą tu „Procedurą rozpatrywania skarg i wniosków”, zostało w szpitalu wszczęte wewnętrzne postępowanie wyjaśniające, mające na celu weryfikację zgłoszonych informacji”.
ZOBACZ KONIECZNIE
Miss Studniówki 2019. Najpiękniejsze maturzystki z Małopolski! Zobacz zdjęcia
Po tym pożarze Lidl w Wadowicach zniknął z powierzchni ziemi
Janusze projektowania. Ta galeria zdjęć powala na łopatki
Keczup, papka z ziemniaków i rozgotowane... coś. To dają w szpitalach chorym dzieciom
Tych osób szuka policja w Małopolsce Zachodniej [LISTY GOŃCZE]