Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka prowadzenia sporów

prof. Ryszard Tadeusiewicz
profesor Ryszard TadeusiewiczAutor: biocybernetyk, automatyk, prof. dr hab. inż., trzykrotny rektor AGH, członek wielu organizacji krajowych i zagranicznych, m.in. PAN, PAU, Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych.
profesor Ryszard TadeusiewiczAutor: biocybernetyk, automatyk, prof. dr hab. inż., trzykrotny rektor AGH, członek wielu organizacji krajowych i zagranicznych, m.in. PAN, PAU, Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych. archiwum

Nasza przestrzeń publiczna w coraz większym stopniu jest wypełniona sporami. W ubiegłym tygodniu centralnym wydarzeniem był spór polityczny w Sejmie, formę sporu przyjmuje często zwykła wizyta w urzędzie albo spotkanie przy piwie. Najwyraźniej lubimy się spierać!

Ale czy umiemy to robić?

Nie wiem, jaka jest Państwa opinia, ale ja obserwuję większość toczonych u nas sporów z niesmakiem. I nawet nie chodzi o to, czego te spory dotyczą, ale o to, w jakim stylu te debaty są prowadzone. Studiuję czasem zapisy różnych dyskusji, które miały miejsce w przeszłości. Ze smutkiem stwierdzam, że te historyczne debaty były jak błyskotliwe pojedynki. Precyzja sztychu szpady była równie ważna jak elegancja gestu. Natomiast obecne spory przypominają okładanie się kłonicami.

Analogia jest pełna. Wytworne pchnięcie klingi powalało przeciwnika na dobre. Cios utytłaną w gnoju sztachetą powoduje, że rywal po chwili podnosi się z błota, trzymając w ręce jeszcze bardziej odrażający drąg…

Nauka nie potrafi skutecznie zapobiec tym ustawicznym sporom, ale może pomóc w tym, by były one prowadzone na lepszym poziomie. Warto w tym celu sięgnąć do dorobku naukowego Artura Schopenhauera. Ten urodzony w Gdańsku niemiecki filozof napisał w 1832 roku niewielką książeczkę, która w polskich tłumaczeniach dostępna jest pod tytułem "Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów".

Chcę od razu uspokoić wszystkich, którzy prowadzą spory, że erystyka Schopenhauera nie ma nic wspólnego z moralnością! Wszyscy wiemy, że spory prowadzi się nie po to, by dotrzeć do obiektywnej Prawdy czy propagować Dobro przeciwstawiając się Złu. Najczęściej toczy się je, mając na względzie takie czy inne KORZYŚCI. Schopenhauer o tym wiedział i z góry zakładał, że jedynym celem prowadzenia sporu jest zwycięstwo. Nie PRZEKONANIE, tylko POKONANIE przeciwnika. No i uzyskanie uznania słuchaczy!

Cynicznie przyznawał przy tym, że coś takiego jak PRAWDA nie ma przy prowadzeniu sporu żadnego znaczenia. Dyskutant nie musi mieć racji, musi natomiast zdobyć i utrzymać przewagę.

Do osiągnięcia tego celu stosuje się różne zabiegi, głównie tak zwane sofizmaty. Są to fałszywe, kłamliwe argumenty, użyte po to, by zwyciężyć w dyskusji. Oczywiście użyte tak, żeby przeciwnik nie był w stanie dyskutanta na tym kłamstwie przyłapać oraz żeby audytorium śledzące debatę nie zorientowało się, że ma oto do czynienia z celową manipulacją. Schopenhauer zebrał w swoim dziele kilkadziesiąt takich sztuczek, opatrując je łacińskimi nazwami, przez co te podłostki nabrały naukowego poloru. Wydają się one czymś godnym szacunku - chociaż obiektywnie wcale godne szacunku nie są! Niemniej warto je znać, chociażby po to, żeby się zorientować, gdy ktoś takie nikczemności zaczyna stosować w dyskusji z nami.

W tym krótkim felietonie nie jestem w stanie przytoczyć Państwu wszystkich chwytów erystycznych, wymienionych przez Schopenhauera, ale tytułem przykładu pokażę dwa z nich.

Pierwszy, dość powszechnie stosowany, nazwany został "mutatio controversiae". Jest to klasyczne "zejście z linii ciosu" poprzez zmianę tematu. Powiedzmy, że przeciwnik podjął w dyskusji temat, o którym wiemy, że jest naszym słabym punktem. Coś tu mamy na sumieniu, gdzieś tkwi jakiś problem, w którym on ma argumenty mocniejsze od naszych. Kontynuowanie dyskusji wokół tej sprawy prowadzi do porażki. Trzeba zatem temat rozmowy zmienić. Warto mieć w zanadrzu kilka takich gorących i interesujących dla audytorium tematów, żeby móc je "wrzucić" do dyskusji w chwili gdy biegnie ona w niebezpiecznym kierunku. Słuchacze zwykle sprzyjają temu, bo słysząc o sprawie, która ich żywo interesuje, chętnie widzą kontynuację dyskusji właśnie w tym nowym kierunku. Przeciwnik jest w trudnej sytuacji, bo jeśli będzie się upierał przy pierwotnym temacie, to można mu zarzucić, że ucieka od sprawy, która jest ważna i wszystkich interesuje, a ciągnie debatę w nieistotną stronę itp.

Druga przykładowa technika to "retorsio argumenti". Jeśli przeciwnik użyje argumentu, z którym audytorium się najwyraźniej zgadza, to nieskuteczna będzie próba jego zwalczania. Natomiast można użyć tego właśnie argumentu (ewentualnie wzmacniając go lub uogólniając poza kontekst, w jakim go użyto) do zaatakowania tezy przeciwnika. Umiejętność logicznego wiązania przyczyn i skutków nie jest zwykle najmocniejszą stroną uczestników debaty, nie mówiąc już o audytorium. Dlatego zwykle udaje się twierdzić, że z tego, co powiedział przeciwnik (i z czym wszyscy się zgadzają) wynika coś dokładnie przeciwnego, niż on usiłuje wykazać. Niewiarygodne, ale to działa!

Jak widać, przedstawiona w tym felietonie naukowa sztuka prowadzenia sporów jest daleka od moralności. Schopenhauer zdawał sobie chyba z tego sprawę i dlatego napisane w 1832 roku dzieło nie zostało opublikowane za jego życia. Książka wydana została po raz pierwszy po śmierci filozofa, w 1864 roku.

Może i ja powinienem poczekać z tym tekstem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska