Nas ową firmą zainteresowała pani Marianna z Wrocławia. Czuje się oszukana. Też mamy wątpliwości czy Instytut i Centrum rzeczywiście działają uczciwie. Choć ich prawnik zapewnia, że wszystko jest w porządku i nikt nikogo w butelkę nie nabija.
A było tak. Kilka dni temu ktoś do pani Marianny zadzwonił i zaprosił na spotkanie do siedziby firmy przy ul. Komuny Paryskiej we Wrocławiu. Na nim opowiadali, że oferują szybki dostęp do lekarzy. W tym specjalistów, do których zwykle długo się czeka. A także do najróżniejszych badań laboratoryjnych. Trzeba tylko podpisać umowę. Cena? 9 tysięcy złotych za cztery lata. Płatne z góry, całość. Rozwiązanie umowy przed jej zakończeniem powoduje konieczność zapłacenia kary: 1800 złotych w pierwszym roku trwania umowy.
9 tysięcy jednorazowo to spora suma. Ale w firmie powiedzieli, że kredyt w banku mogą załatwić. Od ręki. Nie czekając aż pani Marianna się zastanowi, pracownik firmy zaprowadził ją do bankowej placówki. - Powiedział mi, że mam nic nie mówić, tylko kredyt wziąć. Weszłam więc i powiedziałam pani w banku o instytucie zdrowia i że mam kredyt wziąć. Pani mi powiedziała, że bank nie ma z nimi nic wspólnego, tylko kredyty daje ich klientom. Postanowiłam się jeszcze zastanowić.
Ale pod bankiem czekał pracownik firmy. - Zaczął na mnie krzyczeć, że miała nic nie mówić tylko wziąć kredyt. Wziął mnie pod rękę i raz jeszcze do banku zaprowadził - opowiada nam starsza kobieta.
Weszła do środka, ale żadnego kredytu już nie wzięła. Wystraszyła się. Poczekała tylko aż pracownik sobie pójdzie i wróciła do domu. Wcześniej jednak podpisała umowę.
Chcąc sprawdzić czy rzeczywiście znajdą jej jakiegoś lekarza zadzwoniła na formową infolinię i poprosiła o ortopedę. - Pani z tej infolinii miała oddzwonić ale nie zrobiła tego.
Pomyśl zanim podpiszesz
Wrocławska delegatura Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów ma więcej podobnych relacji. Prowadzi już postępowanie wyjaśniające. Na razie to wstępny etap. Jednak dyrektor delegatury Elżbieta Kołodziej radzi dobrze się zastanowić, zanim podpiszemy umowę z firmą oferującą swoje usługi w podobny sposób. Chodzi o pośpiech, jaki wprowadzają jej pracownicy. Na przykład to, że sami prowadzą do banku. Lepiej dobrze się zastanowić, czy oferta firmy rzeczywiście jest atrakcyjna i czy na pewno jest uczciwa.
Dolnośląski Instytut Zdrowia to instytucja, która nigdzie nie jest zarejestrowana. Na umowach z klientami widnieje spółka Centrum Medyczne św. Franciszka z Warszawy. O tej firmie - w kontekście nabijania ludzi w butelkę - dużo przeczytać można w internecie. A relacje klientów są bardzo podobne do tego, co opowiedziała nam pani Mariana.
Na stronie internetowej Instytutu sporo informacji, ale mało konkretów. Nigdzie nie ma choćby listy medycznych placówek, z którymi spółka ma jakieś umowy. Sam Instytut nie ma własnych lekarzy. Jest tylko firmą - pośrednikiem.
Z informacji na stronie wynika, że Instytut oferuje szybki dostęp do lekarzy 21 specjalności. Sprawdziliśmy jedną z nich - hepatologię. W trzech prywatnych wrocławskich klinikach, zatrudniających specjalistów z tej dziedziny, nie słyszeli ani o Instytucie, ani o Centrum Medycznym św. Franciszka. Śledztwo dotyczące Centrum Medycznego św. Franciszka prowadzi już wrocławska prokuratura Stare Miasto. Na razie zgłosiły się tam trzy osoby.
Z troską o klientów
Co na to firma? Jej pełnomocnik prawny mecenas dr. Michał Dziedzic z Warszawy zapewnia nas, że nie ma mowy o żadnych nieprawidłowościach. W pisemnej odpowiedzi na nasze pytania pan mecenas szczegółowo wylicza, że owe 9 tysięcy za cztery lata to bardzo korzystna umowa. Bo koszt „pakietu medycznego” jest tak wyliczony, że pacjent znacznie więcej zapłaciłby, gdyby chciał chodzić do każdego z tych specjalistów osobno. A są w ogóle ci specjaliści? Pan mecenas zapewnia, że sam redagował kilkanaście umów z placówkami medycznymi. Są one dostępne dla uprawnionych organów.
Pan mecenas nie zgadza się też z opinią, że pracownicy wywierają presję na klientach. Przeciwnie. Dokładają wszelkich starań by otoczyć starsze osoby opieką. Pracownik - konsultant idzie do banku właśnie z troski o klienta firmy. Wszak to osoba starsza, która wyjdzie ze sporą gotówką przeznaczoną na kontrakt. Pracownik nie uczestniczy w bankowych formalnościach a jak klient się rozmyśli i pożyczki nie weźmie to jego prawo.
Pan mecenas nigdy nie słyszał o tym by pracownicy zachowywali się tak jak opowiada to pani Marianna. Czasem tego typu zmyślone relacje mają uzasadnić zerwanie umowy.
