Jestem z pokolenia słuchaczy Radia Wolna Europa i to w głównej mierze było źródło moich informacji w lipcu, sierpniu 1980 roku o tym, co dzieje się w kraju - wspomina 62-letni Andrzej Szkaradek, przewodniczący delegatury "S" w Nowym Sączu, były poseł, działacz samorządowy.
- Do Sącza docierał też "Robotnik" wydawany przez Komitetu Obrony Robotników. Jaką taką wiedzę miałem. Ale porozumienie gdańskie przyjąłem jak większość rodaków z ulgą. Coś wreszcie pękło w naszym życiu.
Na Sądecczyźnie panował spokój, kiedy strajkowały niemal wszystkie zakłady pracy w Szczecinie, Trójmieście i Elblągu. W zakładach pracy zbierano postulaty załóg, bo właśnie trwały przygotowania do kampanii wyborczej firmowanej przez oficjalną Centralną Radę Związków Zawodowych. Była godzina czwarta rano 28 sierpnia, kiedy na poranną zmianę do bazy Wojewódzkiego Przedsiębiorsta Komunikacyjnego w Nowym Sączu przyszli kierowcy autobusów. Wśród nich Jerzy Wyskiel i Tadeusz Jung.
- Co jest k.. mać, że inni strajkują, a my siedzimy na dupie - mówił głośno Wyskiel do kolegów. - Trzeba dać im poparcie. Robimy strajk.
Władysław Zwolenik z działu zaopatrzenia zbierał podpisy pod napisanymi na kolanie postulatami. Wśród nich - poprawa warunków pracy, wyższe zarobki, wydanie pozwolenia na budowę kościoła na osiedlu Milenium, powrót religii do szkół.
Nieżyjący dzisiaj dyrektor Kazimierz Chapko w duszy zgadza się z pracownikami, ale musi przekazać meldunek do władz partyjnych i wojewódzkich. Postulaty robotnicze trafiały do nich.
Baza WPK po sąsiedzku graniczy z Zakładami Naprawczymi Taboru Kolejowego. Pracownicy ZNTK spóźnili się do pracy na siódmą, bo autobusy WPK nie wyjechały na trasy. Ludzie gromadzili się pod bazą WPK. W miasto poszło hasło - strajkują. W WPK dali władzy termin do 10 września, aby odpowiedziała na postulaty.
Wieść o tym strajku, nazywanym przez ówczesne władze "nieuzasadnioną przerwą w pracy", dotarł szybko do innych zakładów w Nowym Sączu. Powodów do niezadowolenia nie brakowało. Pracę przerwali na jakiś czs pracownicy jednego z wydziałów w ZNTK, Lokomotywowni PKP, Nowomagu, SZEW, Wojewódzkiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Podstawowymi problemami ludzi nie były żądania polityczne, ale zarobki, warunki pracy. A więc problemy natury związkowej, z którymi sobie nie radziły istniejące związki. Była to też próba pewnego wyciszenia nastrojów przez władze.
- Kiedy wysłałem depeszę do centrali o czterogodzinnym strajku w WPK, to zostałem wezwany na dywanik przez ówczesnego sekretarza ekonomicznego KW PZPR Jana Kanię - wspominał przed laty nieżyjący już dzisiaj korspondent Polskiej Agencji Prasowej w Nowym Sączu redaktor Kazimierz Strachanowski. - Zagroził mi wyrzuceniem z pracy. Jan Kania był wyjątkowo chamskim i agresywnym kacykiem partyjnym w przeciwieństwie choćby do pierwszego sekretarza KW Henryka Kosteckiego czy sekretarza Antoniego Rączki. Słynął z wystawnego trybu życia i dwupokojowego mieszkania na Milenium. Rzadkiej maści kreatura. Jedynym,który mógł się mu postawić, był nielubiany, wręcz znienawidzony przez mieszkańców Lech Bafia, wojewoda nowosądecki z wysokimi koneksjami rodzinnymi w Warszawie.
W Gdańsku padły 31 sierpnia znamienne deklaracje i zapowiedzi. Ludzie 1 września poszli do pracy i mimo szarości życia, permanentych niedostatków w sklepach w zupełnie innych nastrojach.
- Z jednej strony był ogromny entuzjazm, że coś się musi zmienić w Polsce, ale na dobrą sprawę nie wiedzieliśmy, co się ma zmienić - mówi Czesław Dąbrowski, pierwszy przewodniczący komitetu koordynacyjnego "S" w Nowym Sączu. - W ZNTK wiedzieliśmy jedno, że za tak niskie zarobki nie będziemy pracować i przygotowywaliśmy się do strajku w sprawie podwyżek płac, bo to dla ludzie było najważniejsze.
Uderzenie we władzę nadeszło po raz drugi z WPK. Władze ospale lub wcale nie odpowiedziały na zgłoszone dwa tygodnie wcześniej postulaty. Na spotkanie z pracownikami przyszedł prezydent miast Wiesław Oleksy, wojewoda Bafia i podsekretarz z Ministerstwa Komunikacji Michał Zubelewicz. Rozmowy szły jak po grudzie. Widząc lekceważenie Wyskiel z Jungiem ogłosili strajk okupacyjny. Dodali też nowy postulat - odwołanie Bafii.
Tak rodziła się sądecka Solidarność.