Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarcza antykryzysowa w Małopolsce. Rząd chwali się skalą pomocy, a przedsiębiorcy drżą o przyszłość: „Czy najgorsze dopiero nadchodzi?”

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Ponad 1,1 miliarda złotych trafiło do małopolskich przedsiębiorców w ramach tarczy antykryzysowej - podsumowała w Krakowie Anna Schmidt-Rodziewicz, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej. Podkreśliła, że rządowi „zależy na ochronie jak największej liczby miejsc pracy” i zapewniła, że „rząd robi, co tylko możliwe, żeby firmy otrzymywały wsparcie jak najszybciej”. – Po pierwsze: rząd rozdaje pieniądze, które myśmy wypracowali płacąc przez długie lata podatki i składki ZUS, po drugie dopiero w czwartej tarczy, w czerwcu, pojawiają się rozwiązania, które organizacje biznesu wraz ekspertami proponowały już w marcu, po trzecie – dzisiaj najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, co dalej. Rząd jej nie udziela – odpowiadają zgodnie działacze małopolskich organizacji gospodarczych.

FLESZ - Co powinien zawierać idealny profil na Linkedin?

od 16 lat

MRPiPS rozpoczęło w poniedziałek cykl regionalnych konferencji i spotkań z przedsiębiorcami, którzy otrzymali wsparcie w ramach tarczy antykryzysowej. We wtorek w Krakowie wiceminister Anna Schmidt-Rodziewicz o działaniu Tarczy Antykryzysowej rozmawiała z wojewodą małopolskim Piotrem Ćwikiem oraz prezesem Laboratorium Medycznego Diagnostyka Jakubem Swadźbą.

Z danych resortu wynika, że z rożnych instrumentów wsparcia przewidzianych w Tarczy Antykryzysowej do przedsiębiorców w całej Polsce trafiło już blisko 15,3 mld złotych. W województwie małopolskim wsparcia wyniosło ponad 1,1 mld złotych:

  • blisko 297 mln złotych ze środków Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych poszło na ochronę ponad 63 tys. miejsc pracy;
  • ponad 431 mln złotych przeznaczono na pożyczki dla mikroprzedsiębiorców (po 5 tys. zł, warunkowo bezzwrotne) ;
  • ponad 169 mln złotych przyznano na dofinansowania ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego dla firm i organizacji zatrudniających ponad 32,6 tys. osób;
  • ponad 207 mln złotych skierowano na świadczenia postojowe dla ponad 105,7 tys. osób.

– To realna i potrzebna pomoc na ochronę miejsc pracy. Tarcza daje firmom narzędzia do przetrwania w tym trudnym okresie. Zależy nam na tym, żeby wsparcie trafiało do firm jak najszybciej – podkreśla wiceminister rodziny.

Wojewoda Piotr Ćwik chwalił małopolskich przedsiębiorców: - Gdy koronawirus zagroził miejscom pracy, właściciele postanowili o nie zawalczyć i skutecznie sięgnęli po rządowe wsparcie.

Przedsiębiorcy o tarczach: potrzebne, ale czemu nikt nas nie słuchał

Szefowie i działacze organizacji gospodarczych w naszym regionie przyznają, że skierowanie niemałych publicznych środków do przedsiębiorców pozwoliło przetrwać dramatyczne chwile setkom tysięcy małopolskich firm; wiele z nich bez tego wsparcia musiałoby upaść i zwolnić ludzi.

Z powodu zakazów, nakazów i ograniczeń wprowadzonych przez rząd w ramach walki z pandemią w kilkunastu kluczowych dla Małopolski branżach – od turystyki i hotelarstwa po gastronomię i organizację imprez – przychody firm spadły bowiem nagle o kilkadziesiąt, a nawet 100 procent. Tymczasem przedsiębiorcy cały czas musieli ponosić koszty – wynagrodzeń, czynszów, mediów, obowiązkowych składek na ZUS itp.

- Nic dziwnego, że właśnie zwolnienia z ZUS były formą wsparcia, po którą najchętniej sięgnęli przedsiębiorcy. Konieczność opłacania wysokich składek, gdy w ogóle nie zarabiasz, to koszmar, który wykończyłby niejedną firmę. Z tą pomocą jest jednak co najmniej jeden podstawowy problem: żaden rzemieślnik zrzeszony w Małopolskiej Izbie Rzemiosła i Przedsiębiorczości dotąd nie dostał z ZUS informacji, że zwolnienie zostało mu udzielone – komentuje Janusz Kowalski, prezes MIRiP i wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego.

Podkreśla, że z tego powodu przedsiębiorcy mocno się niepokoją: większość skorzystała ze zwolnienia i nie płaci składek, a na dziś nie wiedzą, czy nie będą musieli wszystkiego zapłacić, bo za jakiś czas ZUS uzna, że komuś się ta pomoc nie należała.

Jak informuje Anna Szaniawska, rzeczniczka małopolskiego ZUS, każdy przedsiębiorca może sobie to łatwo sprawdzić przy pomocy Platformy Usług Elektronicznych (PUE). – Dodaliśmy możliwość podglądu szczegółów wniosku o zwolnienie z opłacenia składek. Funkcja jest dostępna dla osób, które mają profil na PUE i złożyły wniosek o zwolnienie ze składek. Informacje są zamieszczone w zakładce „Płatnik”, w bocznym menu „Dokumenty i Wiadomości” jest dodatkowa zakładka „Tarcza antykryzysowa – wnioski” – wyjaśnia Anna Szaniawska.

Przedsiębiorcy, którzy nie mają jeszcze profilu na Platformie Usług Elektronicznych, w prosty sposób mogą go założyć np. przy okazji wizyty w ZUS. Najwygodniej jednak zrobić to bez wychodzenia z domu, przez internet, wykorzystując profil zaufany albo bankowość internetową.

– Podobne wątpliwości dotyczą jednak także pożyczek dla mikroprzedsiębiorców. Po nie również sięgnęli niemal wszyscy, żeby w krytycznym momencie - braku przychodów - opłacić najpilniejsze rachunki. Ale nikt nie jest pewien, że nie będzie musiał tej pożyczki zwrócić, bo to może zależeć od arbitralnej decyzji urzędnika – mówi Janusz Kowalski.

Wyjaśnia, że jest tak z powodu tego, że przepisy zostały od początku pomyślane bardziej „pod urzędników”, a nie przedsiębiorców, poza tym coraz wyraźniej widać, że były tworzone na kolanie – dlatego przeciętnemu człowiekowi trudno się w nich połapać.

- Jedna z działaczek naszej Izby ma drugą firmę w Niemczech. W połowie marca tamtejszy rząd uruchomił ichnią tarczę dla firm. I ta niemiecka forma krakowianki musiała podać jedynie swój numer identyfikacyjny z rejestru przedsiębiorstw, by po dwóch dniach otrzymać na konto 14 tys. euro. A u nas konieczność wypełniania wniosków w oparciu o 150 stron przepisów z komentarzami w postaci książek powaliła nie tylko przedsiębiorców, ale i urzędników. Przez to jedne firmy tygodniami czekały na wsparcie, ledwie zipiąc, a inne do dziś go nie dostały – opisuje szef MIRiP, przypominając jednocześnie, że publiczne wsparcie w ramach tarcz „to nie były pieniądze rządu, bo on nie ma żadnych pieniędzy, tylko podatników, przede wszystkim przedsiębiorców i ich pracowników płacących podatki i składki od wielu lat”.

Dodaje, że wszyscy są świadomi, że budżet państwa już nie ma pieniędzy i w resorcie finansów oraz ZUS może się pojawić pokusa, by dokręcić przedsiębiorcom śrubę. - A to w momencie, gdy wszyscy próbujemy się podnieść po największym kryzysie w dziejach, potwornie poobijani, może nas dobić – mówi Janusz Kowalski.

Z najnowszego badania Polskiego Instytutu Ekonomicznego („Sytuacja polskich przedsiębiorstw po lockdownie”) wynika, że:

  • 18 proc. firm powróciło do sytuacji finansowej sprzed pandemii
  • 24 proc. badanych nie było w stanie określić, kiedy nastąpi pełna odbudowa sytuacji finansowej, wskazując terminy dłuższe niż rok
  • 35 proc. firm deklaruje spadek liczby nowych zamówień w porównaniu do końca kwietnia (o 6 pkt. proc. mniej w niż w połowie maja)
  • 5 proc. przedsiębiorców planuje redukcję zatrudnienia.

Katarzyna Woszczyna, szefowa małopolskiego i częstochowskiego BCC, również przyznaje, że wsparcie uratowało przed upadkiem tysiące firm i wiele miejsc pracy, ale zwraca uwagę, że ta pomoc byłaby o wiele lepsza i efektywniejsza, gdyby rząd już na początku przyjął rozwiązania postulowane przez – mówiące jednym głosem - organizacje przedsiębiorców i szerokie grono ekspertów.

- Tymczasem twórcy tarcz przyjęli jakieś własne rozwiązania, wymagające potem licznych poprawek, zmian, w efekcie wiele kluczowych dla stanu gospodarki zapisów zyskało proponowaną przez nas formę dopiero teraz, w czwartej tarczy, choć myśmy je proponowali w połowie marca, przed uchwaleniem tarczy pierwszej – podkreśla Katarzyna Woszczyna.

Tarcze pomogły wielu, ale co dalej? I jak poradzą sobie duże firmy

Rafał Kulczycki, dyrektor biura Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie, przyznaje, że wszyscy znani mu przedsiębiorcy dziwią się, iż rząd z takim oporem wprowadzał rozwiązania postulowane przez szerokie kręgi gospodarcze, w tym najwytrawniejszych ekspertów.

– Z niezrozumiałych dla nas względów, twórcy kolejnych tarcz nie chcieli słuchać organizacji biznesu, wiele rzeczy zrobili po swojemu, przez co np. wsparcie pozwalające firmom na utrzymanie płynności finansowej jest nadal w wielu wypadkach niewystarczające i nieskuteczne. Czwarta tarcza nadrabia pewne braki i naprawia usterki poprzednich, ale wciąż nie zawiera wielu ważnych – wspólnych – postulatów organizacji pracodawców. Tymczasem sytuacja jest dynamiczna: my dziś nie powinniśmy myśleć o ratowaniu firm przed upadkiem, bo przecież nie to jest celem działalności gospodarczej, tylko o tym, co dalej; co po czerwcu, co jesienią. Tego rząd nie mówi – podkreśla Rafał Kulczycki.

Kraków. Rośnie apartamentowiec na Stradomiu. Ratują polichro...

W ocenie przedsiębiorców zrzeszonych z IPH, główną zaletą kolejnych tarcz było to, że w ogóle się pojawiły, a główną wadą – to, że na pomoc trzeba było czekać przeważnie bardzo długo, a wcześniej – zmierzyć się z absurdalną w takich chwilach biurokracją.

- Pod tym kątem przedsiębiorcy najlepiej oceniają tarczę PFR: początkowe błędy i absurdy zostały dość szybko wyeliminowane i pomoc zaczęła docierać do firm w miarę sprawnie. Natomiast w przypadku wielu innych narzędzi z tarcz można śmiało mówić o zawale instytucji pośredniczących w udzielaniu wsparcia. Z powodu zawiłych przepisów oraz skomplikowania wniosków i procedur, zostały one dosłownie zasypane prośbami o wsparcie, których nie były w stanie przerobić. A to oznacza, że przedsiębiorcy nie otrzymali niezbędnej pomocy na czas – mówi dyrektor Kulczycki.

Jego zdaniem, potencjalnie bardzo niebezpieczne dla gospodarki może się okazać to, że rząd postanowił w pierwszych miesiącach ratować głównie mikro i małe firmy, zaniedbując średnie, a duże zostawiając właściwie bez żadnego skutecznego wsparcia.

– Tak naprawdę to średnie i duże firmy sprawiły, że polska gospodarka tak w ostatnich latach pędziła, to one dają dobrze płatną pracę milionom Polaków, ale też wielu tysiącom drobnych przedsiębiorców. Jeśli one się potkną o koronawirusa, to cała polska gospodarka się potknie – ostrzega Rafał Kulczycki.

Podziela obawy wielu ekonomistów, że prawdziwy kryzys dopiero przed nami: mnóstwo firm wprawdzie przetrwało potwornie trudne dwa i pół miesiąca, ale teraz muszą się zmierzyć z nowymi warunkami działania (część ograniczeń, jak konieczność zachowania oddalenia, może pozostać z nami na dłużej; jeszcze dłużej będzie nam towarzyszył strach, który nie jest dobrym doradcą klientów i konsumentów, a zarazem nie skłania do inwestycji) oraz ze zduszonym przez pandemię popytem na towary i usługi. Część firm tego nie przeżyje, wiele będzie musiało – bardziej lub mniej - zmienić model biznesowy.

Najważniejsze jest to, by nie wystąpił efekt domina.

– Potrzebujemy pilnej i szczerej dyskusji rządzących z przedsiębiorcami na temat tego, co dalej i jak wspólnie zapobiec ziszczeniu czarnych prognoz. Wnioski z tej dyskusji muszą posłużyć za budulec nowych tarcz. Najgorszy w tym momencie byłby samozachwyt polityków: „tyle wam daliśmy, doceńcie, jak fajnie pomogliśmy”. To grozi nam wszystkim katastrofą – podkreśla Rafał Kulczycki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska