Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Dyspozytorka pogotowia odebrała poród przez... telefon

Andrzej Skórka
Andrzej Skórka
Ewa Maj była kiedyś położną. Doświadczenie w odbieraniu porodów czasami bardzo przydaje się jej w pracy dyspozytora tarnowskiego pogotowia.
Ewa Maj była kiedyś położną. Doświadczenie w odbieraniu porodów czasami bardzo przydaje się jej w pracy dyspozytora tarnowskiego pogotowia. Andrzej Skórka
Marcelinka tak bardzo spieszyła się na świat, że urodziła się na miesiąc przed terminem. Poród na podłodze w kuchni odbierał jej tata, fachowo instruowany przez dyspozytorkę tarnowskiego pogotowia.

- Gdyby nie ta kobieta po drugiej stronie słuchawki, nie wiadomo czy Marcelinka byłaby dziś razem z nami - wzdycha Agata Sroka-Duliniec, mama dziewczynki. Akcja porodowa dopadła ją znienacka, z daleka od szpitala, w domowym zaciszu. Pod ręką był tylko telefon. - Moja córeczka tak bardzo spieszyła się na świat, że wezwanie karetki sprawy wcale nie rozwiązywało. Na szczęście alarmowe połączenie trafiło na stanowisko Ewy Maj, dyspozytorki z tarnowskiego pogotowia. - To, co działo się w tamtym domu, widziałam oczyma wyobraźni - uśmiecha się kobieta.

Porodówka w kuchni

Pani Agata była w ósmym miesiącu ciąży. Nagle, w nocy poczuła silne bóle. Całkiem jak przy porodzie. Zorientowała się, co się święci, bo wcześniej urodziła już syna. Wiedziała, że na podróż do szpitala jest za późno. Zdążyła na szczęście obudzić swojego partnera, pana Marcina. - Stwierdziłam, że nie dam rady przebrać się, ani wsiąść do samochodu - opowiada. Z konieczności salę porodową zastąpiła więc domowa kuchnia. A dokładnie podłoga obok lodówki. Emocje były tak wielkie, że tata dziewczynki z wrażenia zapomniał na moment numeru na pogotowie. W porę przyszło olśnienie.

Córka się rodzi. Co robić?

W tarnowskiej dyspozytorni pogotowia ratunkowego dyżur pełniła między innymi Ewa Maj. Telefon od pana Marcina trafił właśnie na jej biurko. Takich sytuacji się nie zapomina. - Mężczyzna powiedział szybko, że jego partnerka rodzi, ma bóle. Pytał, co robić? - mówi pani Ewa. Po ocenie sytuacji momentalnie wysłała na miejsce karetkę. Ale jednocześnie wiedziała, że dziecko urodzi się, zanim lekarz dotrze na miejsce.

Robiła więc wszystko, żeby na odległość doprowadzić do szczęśliwego rozwiązania. - Najważniejsze, że mężczyzna po tamtej stronie szybko się skupił i chciał współpracować - mówi dyspozytorka.

Głosem niemal pozbawionym emocji, krok po kroku instruowała, jak przyjąć dziecko na świat. Bez zerkania w leżące pod ręką procedury postępowania. Zna je na pamięć, zresztą takie akcje to dla niej nie pierwszyzna. - Z wykształcenia jestem położną, w szpitalu odebrałam mnóstwo porodów. Potem jako położna jeździłam w zespole karetki pogotowia. Kiedy ten etat zlikwidowano, zostałam dyspozytorką - wspomina.

Płacz szczęścia

- Chylę czoła przed tą panią. Najpierw nas uspokoiła, a potem wyjaśniła, co i jak robić, żeby pomóc dziecku - mówi Agata Sroka-Duliniec. Pełna uznania jest też oczywiście dla pana Marcina. Choć wcześniej nie planował obecności przy porodzie, spisał się niemal jak akuszer. - Nie wiem, jak bym sobie bez niego poradziła - stwierdza mama. Tata Marcelinki dał radę nawet pępowinie owiniętej wokół szyi córeczki. Karetka dotarła parę minut później. - Poczułam ulgę, słysząc płacz dziecka. Znaczył, że oddycha, jest całe i zdrowe - mówi Ewa Maj.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska