Ponieważ o ewentualnej wygranej decydują już nawet nie setne, ale wręcz tysięczne części sekundy, rywalizujący na ściance nie mają czasu na zastanowienie się, czego się złapać, albo gdzie postawić nogę, aby nie spaść. Wszystko odbywa się niemal automatycznie, według schematu wyćwiczonego podczas tysięcy godzin treningów.
- Dobre przygotowanie fizyczne i techniczne nie wystarcza. Trzeba być również bardzo skoncentrowanym i mocnym psychicznie, aby nie popełnić błędu. Chwila dekoncentracji może skutkować tym, że wygrana wymknie się z rąk, bo nie sposób będzie odrobić nawet minimalną stratę - zauważa tarnowianka.
Doskonale wie, co mówi, gdyż złoty medal Mistrzostw Świata przegrała w właśnie dlatego, że w pewnym momencie się zawahała, a potem od nowa musiała wejść w rytm „biegu”.
- Wspinaczka nie wybacza potknięć. Trzeba być pod tym względem niemal bezbłędnym - dodaje.
Wszystko dzięki tacie
Jej przygoda ze wspinaczką rozpoczęła się kilkanaście lat temu, kiedy była jeszcze 9-letnią dziewczynką. Na pierwsze zajęcia przyszła razem ze straszą siostrą oraz tatą - pasjonatem gór, który często zabierał na wędrówki swoje córki.
Z czasem hobbystyczne i rekreacyjne uprawianie wspinaczki przerodziło się u niej w pasję życia, której poświęca obecnie nawet po 6-8 godzin dziennie.
- Studiuję na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, ale mieszkam i trenuję w Tarnowie. Do tego dochodzą jednak częste wyjazdy na zawody, choćby Pucharu Świata, które odbywają się w różnych, często bardzo odległych zakątkach globu - zauważa.
Jak wyliczyła, poza domem przebywam nawet sześć miesięcy w roku. - Pogodzenie uprawiania sportu ze studiami nie jest łatwe. Nieraz, ze względu na zawody, muszę przesuwać terminy egzaminów. Na szczęście jakoś się to udaje i powoli przygotowuję się już do „magisterki” - mówi Anna Brożek.
W dół staram się nie patrzeć
Gdy stawiała pierwsze kroki na ściance wspinaczkowej bała się, czy aby z niej nie spadnie, kiedy będzie już kilka metrów nad ziemią.
- Nigdy nic takiego nie miało miejsca. Mimo, że chodzimy na „wysokościach”, to jest to zdecydowanie mniej urazowy sport niż na przykład piłka nożna czy ręczna, bo nie ma bezpośredniego kontaktu między zawodnikami. Z ręką na sercu mogę go polecić dzieciom, bo wspinanie się naprawdę daje mnóstwo frajdy a przy okazji rozwija motorykę, uczy balansowania, ćwiczy równowagę, wzmacnia ręce i nogi - zachwala Anna Brożek.
Kiedy rozpoczyna swój bieg w górę po ściance, nigdy nie patrzy w dół. Interesuje ją przede wszystkim to, co znajduje się nad nią - za co się chwycić i gdzie stanąć, aby jak najszybciej dotrzeć do celu wspinaczki, czyli przycisku zatrzymującego pomiar czasu. Lubi konkurencje szybkościowe. Jak sama przyznaje - gdyby się nie wspinała - to prawdopodobnie wybrałaby lekkoatletykę i bieg na sto metrów, w którym również może pochwalić się niezłymi czasami.
Olimpijski sen
Wicemistrzostwo świata to największy sukces w jej karierze. Miała wcześniej na swoim koncie m.in. złoty i brązowy medal akademickich mistrzostw świata, ale wówczas nie startowały niektóre z rywalek z światowej czołówki. Anna trenuje pod okiem Tomasza Mazura z klubu uczelnianego AZS PWSZ Tarnów oraz... swojego chłopaka - Marcina Dzieńskiego, który dwa lata temu w Paryżu sięgnął po tytuł mistrza świata w tej samej dyscyplinie.
- Ani ten medal jak najbardziej się należał. Mocno na niego pracowała. Do mistrzostw była doskonale przygotowana. W dodatku, co jest równie ważne, sprzyjało jej szczęście - mówi Marcin Dzieński.
Oboje myślą już o turniejach kwalifikacyjnych do Igrzysk Olimpijskich. Wspinaczka zadebiutuje podczas Olimpiady w 2020 roku w Tokio. - Start na igrzyskach byłby dla mnie spełnieniem marzeń - mówi Anna Brożek.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Co dalej ze zmianą czasu?