Czy w naszym kraju nadal panuje przekonanie, że do psychiatry chodzą wariaci czy przyszła już do nas moda z Zachodu, na psychoanalityków?
Nastawienie się zmienia, chociaż nadal psychiatra budzi duży niepokój i wielu pacjentów swoje pierwsze kroki woli skierować do internisty.
Ale pan, który na co dzień przepisuje paracetamol nie powie, że coś mam z głową.
Ale pacjenci też nie są do końca świadomi, co się z nimi dzieje. Mogą odczuwać objawy cierpienia psychicznego na poziomie somatycznym, czyli boli ich głowa, mają ucisk w brzuchu czy w klatce piersiowej.
A co w momencie, gdy pacjent na przykład nie chce wychodzić z domu, czuje apatię, zobojętnienie?
Jeśli ten stan utrzymuje się krótko, to nie jest groźny, bo pozwala rozeznać się w swoich potrzebach. Ale utrzymujący się długotrwale zmienia percepcję świata, siebie, innych i może prowadzić do ciężkiej depresji. A w stanie depresji pacjent nie chce się leczyć, nie wierzy w to, że coś lub ktoś może mu pomóc.
Czyli chce jak najdłużej uniknąć psychiatry.
Zgoda. Ale też farmakoterapia przeraża. Pacjenci boją się skutków ubocznych albo zmiany w myśleniu - boją się, że po lekach nie będą sobą.
Kiedy powinna się zapalać lampka ostrzegawcza? Nie każda chandra to depresja.
Owszem, ale jeśli chandra utrzymuje się dłużej niż miesiąc - jest to objaw niepokojący. Jest też tak, że pacjent sam nie identyfikuje problemu, ale otrzymuje sygnały z otoczenia, co należy uwzględnić.
A niech sobie gadają…
Czasem warto posłuchać. Zwłaszcza jeśli mówi to ktoś życzliwy. Tym bardziej, że słowa innych o nas samych stanowią pewną formę lustra. Jeśli pan chce wiedzieć jak wygląda fizycznie, to można spojrzeć na siebie z góry, ale perspektywa jest zniekształcona. Tylko lustro pozwoli dostrzec prawdziwe proporcje ciała i coś czego bez lustra nie widać - twarz. Ze światem psychicznym jest podobnie.
Czym się różni depresja od wypalenia?
W depresji spacer czy inna aktywność nie zmienia stanu. Przy wypaleniu każda zmiana otoczenia jest radością.
A pasja, hobby to też forma terapii?
Wszyscy powinniśmy mieć kilka obszarów, w których się realizujemy. Jeżeli ktoś w swoim życiu opiera się tylko na jednym, to w momencie, kiedy coś się burzy, świat się rozpada na kawałki.
Z perspektywy gabinetu. Przychodzą coraz młodsi?
Niestety tak.
Rodzice przyprowadzają?
Owszem. I obserwuję niestety coraz większe problemy. Stany depresyjne, samookaleczenia. Dzieci nie potrafią radzić sobie z emocjami. W skrajnych przypadkach dochodzi do prób samobójstwa.
Dzieci naprawdę chcą się zabić czy to próba zwrócenia na siebie uwagi?
W przypadku moich pacjentów, dzieci chciały się zabić. Często okazuje się, że rodzice nawet nie wiedzą o tych próbach. Dzieci w stanie depresji są impulsywne i łatwo ulegają chwili. Tu decyduje rozwój mózgu. Kora czołowa, która odpowiada za rozumienie, przewidywanie konsekwencji, za planowanie, podejmowanie decyzji, rozwija się najwolniej i pełną dojrzałość osiąga w 30. roku życia.
Jest podatność na samobójstwo, jeśli w rodzinie były już taki przypadki?
Jest większe prawdopodobieństwo.
W rodzinie się raczej chyba takie sprawy przemilcza.
Owszem, bo nie jest to powód do dumy, ale generalnie jest tak, że słychać coś po kątach. A dzieci są wyczulone na gesty niewerbalne.
Za moich czasów mówiło się: „Idź się pobaw, dorośli rozmawiają”.
Dalej się tak mówi i to jest złe, bo dzieci powinny być uwzględniane w rozmowie. One naprawdę bardzo dużo wyłapują, tylko potem muszą sobie same radzić z tym, co usłyszały, wyczuły, a przecież ich aparat psychiczny nie jest jeszcze w pełni rozwinięty.
Rodzice są dziś skoncentrowani na swojej karierze czy wychowywaniu dzieci?
Społeczeństwo jest bardziej skoncentrowane na sobie. Mamy coraz więcej możliwości i coraz więcej potrzeb ich realizowania, po prostu chcemy więcej.
Chcemy być na zewnątrz lepsi niż jesteśmy w realu?
Każdy chce zachować pozytywny obraz siebie, każdy ma w sobie taką część, którą nazywamy „ja idealne”. A ten ideał jest różny na kolejnych etapach rozwoju. Dlatego np. 15-latki mają poczucie, że to wygląd wyznacza atrakcyjność i sympatię. Efekty? Rewie mody w szkole, anoreksja, bulimia. Wszystkie dziewczęta, z którymi pracuję, mają doświadczenia krytyki, odrzucenia, a przyczyny widzą w wyglądzie.
Hejt je pchnął do pani?
Często tak i jeśli ktoś jest podatny, to nawet jedno przykre słowo potrafi ruszyć lawinę problemów. Młodzi są wyczuleni na opinie negatywne.
Da się walczyć z hejtem?
Da się. Trzeba siebie dobrze poznać, znać swoje mocne strony i słabe. Kiedy postrzegamy się w sposób dojrzały, to słowa innych nie są takie raniące. A terapia to nie tylko forma leczenia, ale także rozwoju.
Czyli nie konfesjonał?
Nie. Pomagam zrozumieć siebie, swoje potrzeby, zmienić coś w życiu lub zaakceptować coś, jeśli nie da się tego zmienić. Koniec terapii nie jest tożsamy z tym, że pacjent nie będzie miał później innych problemów. Ale będzie wyposażony w umiejętność radzenia sobie z nimi.
Co nie zmienia faktu, że jesteśmy drugim krajem w Europie pod względem samobójstw młodych.
Bo młodzi ludzie mają zaburzone relacje z najbliższymi, z kolegami. Nie ma relacji face to face, które uczą życia i radzenia sobie z emocjami. Przy komputerze łatwiej się schować. W moich czasach jak koleżanki się pokłóciły, to we wszystko było zaangażowane kilka osób. Teraz to niemal problem globalny.
ZOBACZ KONIECZNIE
FLESZ: Wielkanoc 2019. Świąteczne wydatki
