Hazuka mieszkał w bloku przy ul. Kołłątaja. Wspomina, że nieopodal, przy garażach był, targ. - Całe miasto handlowało tam czym popadnie. Mnie matka dawała stare sukienki, które miała od znajomych z zagranicy, a ja je tam sprzedawałem. Robiły furorę, bo miałem niskie ceny - wspomina artysta. - Byłem szczęśliwy, bo 20 zł to było przecież ze 20 oranżad - wspomina tamte kalkulacje. Chodził do podstawówki nr 15 im. Józefa Bema. Do klasy sportowej, gdzie grał w piłkę ręczną. - Wtedy niemal wszyscy w mieście w nią grali. Wielki sukcesów nie osiągnąłem, bo byłem dość niski w porównaniu do kolegów - wspomina.
Poszedł do liceum plastycznego. - Ojciec był plastykiem. Miałem kontakt ze sztuką. Pamiętam jak robił w domu plansze reklamowe. Wykonywał też ikony - mówi artysta. Mały Jacek jednak na reklamie i sztuce sakralnej się nie skupił. Od razu zaczął od abstrakcji, którą uprawia do dziś. - W wieku pięciu lat narysowałem, nie wiem czemu, wielkie usta z autem w środku. Bo przecież jak kobieta widzi piekny samochód, to się uśmiecha - opowiada.
Chciał uczyć się malować, ale w liceum były tylko specjalizacje meblarstwo i tkactwo. Mimo przygody z sukienkami, wybrał jednak meble, bo były tam też zajęcia z rzeźby i malarstwa.
Po pierwszej klasie liceum został jednak ze szkoły usunięty. - Nawet dokładnie nie wiem za co. Trochę mi nie pasowało, papierosy paliłem, ale kto wtedy nie palił? Coś zawaliłem. Był też wyjazd szkolny do Jeżowa gdzie się opiłem, wzywali rodziców... - wylicza potencjalne powody relegacji.
W Tarnowie przeżył też komunę. - Nie odczuwałem jej tak bardzo, byłem młody. Pamiętam, że w Restauracji Tatrzańskiej czasem nie było cukru i trzeba było z własnym przychodzić - śmieje się. Wspomina, że wtedy lokal miał ogródek secesyjny, piękny, teraz zabudowany jest altaną. - Tatrzańska miała więcej smaku niż obecnie. To było miejsce kultowe, gdzie wszyscy przychodzili, najpierw elity intelektualne, a później cinkciarskie - dodaje z uśmiechem.
Pamięta jak po Wałowej jeździły samochody, a rynek był cały brukowany. Malownicze zielone podwórka z wiszącymi na sznurkach suszącymi się ubraniami. Drzewa wokół Bimy, które zostały według niego niesłusznie wycięte i zastąpione płytami. Chodził po mieście i malował to wszystko. Np. budynki w okolicy pomnika Bema, czy też pejzaże nad jeszcze dzikim Wątokiem - To były śródziemnomorskie klimaty. Pełne poetyki miasto uwrażliwiło mnie na sztukę, na piękno, natchnęło - wspomina Hazuka.
Dostał się do liceum plastycznego w Zakopanem. Musiał kontynuować meblarstwo, ale znów go wyrzucili, bo jak mówi dyrektora "hippisa" zastąpiła służbistka, która wypomniała mu 12 opuszczonych godzin. Udało mu się dostać, znów na meblarstwo, do Kielc, gdzie zdał maturę.
W 1981 roku przed stanem wojennym dostał paszport i wizę, więc zamiast studiować w Polsce wyjechał do Belgii, później do Paryża. Nie studiował, walczył o byt, np. czyścił piwnice. Znalazł jednak w pracę w firmie konserwacji zabytków. Ale cały czas malował. Sztuki uczyły go wizyty w muzeach, gdzie oglądał dzieła najwybitniejszych artystów.
Zaczął robić wystawy, aż właścicielka jednej z galerii skłoniła go do założenia szkoły malarstwa w Lille. Uczył nawet jednocześnie 160 osób. Później skupił się już tylko na malowania i zrobił karierę .
Jacek Hazuka
Urodzony w 1959 roku, w Tarnowie. Prowadzi galerię w Lille we Francji. Wziął udział w kilkudziesięciu wystawach w całej Europie. Jego sztuka jest prezentowana regularnie na Międzynarodowych Targach Sztuki Współczesnej (od Miami, przez Paryż, do Szanghaju). Od ponad dziesięciu lat artysta maluje serię obrazów"Spacery urbanistyczne", w których pokazuje atmosfery miast Europy. Obecnie mieszka w Rzeszowie, gdzie w centrum kulturalno-handlowym Millenium Hall tworzy kolejny cykl 28 dzieł o wymiarach 4 na 2 metry dotyczących stolic kontynentu. Ma on zostać ukończony w 2015 r. - Namaluję też Rzeszów jako stolicę Podkarpacia i może Tarnów jako stolicę Małopolski - śmieje się Jacek Hazuka.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+