Zapewne wszyscy odwiedzający magazyn, w którym Marek Sosenko przechowuje swoją kolekcję zabawek reagują tak jak ja. Każdy, wcześniej czy później, trafi na swoje wspomnienie z dzieciństwa, ukochanego misia, ulubioną książkę, przedmiot zazdrości z dziecięcego pokoju przyjaciół. Szybszemu biciu serca towarzyszy smutek, że wszystkie te skarby schowane są w pudełkach. Muzeum Zabawek nie ma bowiem warunków, gdzie lalki mogłyby prezentować swoje piękne oblicza, a strażackie wozy połyskiwać lakierem.
Marek Sosenko wie o niemal 50-tysięcznej kolekcji wszystko. O każdej zabawce potrafi opowiedzieć z błyskiem w oku, czy jest to zrobiony z puszek po konserwach traktor, czy XVIII-wieczna lalka z pozytywką. Przechadzając się po magazynowych alejkach wypełnionych pudłami pełnymi zabawek jest jak Pan Kleks, który czułym okiem dogląda na strychu zepsute przedmioty. Wielu obiektom, które trafiają w ręce Marka Sosenki również najpierw trzeba przywrócić życie.
Kolekcjoner prawie z przypadku
Wszystko zaczęło się w 1977 roku.
- Pomysł kolekcjonowania zabawek jest do pewnego stopnia dziełem przypadku. Kiedy zacząłem pracować w Muzeum Narodowym w Krakowie, w oddziale Czapskich zajmującym się numizmatyką, musiałem zmienić profil mojej ówczesnej kolekcji i w czymś innym znaleźć ujście kolekcjonerskiej energii, naukowo zająć się mniej opisaną dziedziną – wspomina Marek Sosenko.
Tak miejsce monet i banknotów zajęły zabawki.
W tym czasie kolekcjoner podjął współpracę z telewizyjna agencją Poltel, gdzie pracował jako rekwizytor i konsultant od historycznych rekwizytów przy produkcji serialu „Parada oszustów”.
- W ten sposób poznałem osobę, która wyjeżdżając z Polski likwidowała cały swój dobytek gromadzony przez rodzinę przez blisko sto lat. Było to m.in. kilkaset zabawek, po pierwsze, dzieci z kilku pokoleń, a po drugie część kolekcji była po właścicielu sklepu galanteryjno-zabawkowego przy ulicy Starowiślnej. To były resztki sprzedażowe. Częścią kolekcji była też korespondencja z wytwórcami i dostawcami różnymi zabawek, którą otrzymałem gratis do zakupionego w całości zbioru, dzięki którym zyskałem sporą wiedzę o tym, gdzie i jak produkowano zabawki – mówi kolekcjoner.
Dziś kolekcjonerowi pomaga córka Katarzyna, historyczka sztuki i antykwariuszka.
- Kolekcja dokumentuje wszystkie dziedziny związane z dawnym dzieciństwem i zabawą – mówi Katarzyna Sosenko. - Początki kolekcjonerstwa zabawek w Polsce to jest właściwie działalność taty, nikt w Polsce wcześniej nie prowadził takiej aktywności jak kolekcjonowanie dawnych zabawek. Najpierw wojna, potem komunizm wymazały historie związane z dziedzictwem. Wiązało się to także z utratą zabytków kultury materialnej związanych z przedmiotami codziennego użytku, m.in. zabawkami, szkolnictwem, edukacją, literaturą dziecięcą, grami planszowymi, zabawkami i sprzętami sportowymi, meblami, sprzętami dziecięcymi, modą i fotografią. To, co udało się naszej rodzinie, jeśli chodzi o wszechstronność zbiorów, jakie zgromadziliśmy, jest fenomenem. Blisko 50 lat systematycznej pracy w gromadzeniu, archiwizowaniu i udostępnianiu tej fascynującej dziedziny. Dziś szczególnie zwraca się uwagę na to jak prywatne kolekcjonerstwo staje się przedsionkiem muzeów.

Kolekcja zamknięta w pudełkach
Najpierw eksponaty składowane były w domu państwa Sosenków, zajmując strych i wszelkie wolne zakamarki, a także pomieszczenia gospodarcze w ogrodzie. W pewnym momencie okazało się jednak, że zabawek jest tak wiele, że trzeba im znaleźć odpowiednie miejsce.
Na co dzień kolekcja w całości nie jest dostępna. Wybrane obiekty można zobaczyć na wystawach organizowanych przez różne instytucje oraz na wystawach czasowych krakowskiej w Aptece Designu, gdzie obecnie pokazywane są zabawki, które przewidziały przyszłość w ramach projektu “Od Kopernika do Lema”.
- Ideą muzeum jest, by jak najwięcej zabawek, jakie trafiają do nas zidentyfikować i doprowadzić do stanu idealnego albo chociaż ekspozycyjnego – mówi pomysłodawca Muzeum Zabawek.- Staramy się zdobyć jak najwięcej informacji o zabawkach polskich i z Polską związanych.
Spora część zabawek jest sfotografowana i opisana, te dane trafiają do inwentarza, a same zabawki do pudeł – dostają etykietę z opisem i fotografią, a potem wędrują na regały.
W profesjonalnych pudełkach, ale też w pudełkach po butach, wielkich kartonach i niewielkich kartonikach mieszczą się prawdziwe skarby. Jedne warte naprawdę duże pieniądze, inne pewnie niejeden wyrzuciłby na śmietnik. Wszystkie bezcenne. Każdy z osobna budził kiedyś u kogoś szybsze bicie serca i błysk w oku.
Pochodzącą z ok. 1870 roku mechaniczną lalkę z pozytywką, której korpusem jest strusie jajo, trzeba było naprawić. Dziś misternie skonstruowana piękność wygrywa melodyjki.
XVIII-wieczna szklana kula imitująca akwarium to przecięta na pół bryła kryształu górskiego w wygrawerowanymi rybami, a następnie sklejona, by imitować trójwymiarowy efekt akwarium. Po jednej z wystaw przepadła jak kamień w wodę. Była w źle oznaczonym pudełku. Kolekcjonerzy nie mogli jej odnaleźć przez 8 lat wśród innych eksponatów, od tego czasu skrzętnie opisują pudła z zabytkami.
Do kogo należał traktor z kierowcą wykonany przez jakiegoś anonimowego pasjonata? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że jakiś maluch w szarej powojennej rzeczywistości miał prawdziwy rarytas. Koła z puszek po sardynkach, zakrętek od słoików, puszka po pasztecie kryjąca miniaturowy silniczek elektryczny z pompki do akwarium wymalowane na pomarańczowy i zielony kolor z blaszanym ludzikiem za kierownicą.

W kolekcji Marka Sosenki znajduje się jedyny znany egzemplarz stołu do gier z połowy XIX wieku i batalion ołowianych żołnierzyków, odpustowe trofea, misie, lalki, niby podobne, a całkiem inne.
- Kiedyś misie miały długie stopy i garb, przypominały niedźwiedzia, z czasem coraz bardziej stawały się misiami – przytulankami: skrócono im łapy, zyskały przyjemny plusz, guziki do gorsetów ustąpiły miejsca szklanym lub plastikowym oczom – opowiada Marek Sosenko.
Zielony miś o miłym sztruksowym futerku z materiału pozostałego po obiciu sofy i oczach z guzików to przyjaciel z dzieciństwa właściciela dziecięcych skarbów. Nie zachował się. W kolekcji nie ma też samochodu marki Star 20 – autorskiej konstrukcji pana Marka z dwóch kawałków drewna. Pan Marek urodził się trzy lata po zakończeniu II wojny światowej, która nie tylko zmiotła zabawki z powierzchni ziemi, ale też sprawiła, że fabryki zabawek były przekształcane na przemysł ciężki.
Obok zabytkowych zabawek stoją PRL-owskie produkcje masowe i współczesne rarytasy Lego i Barbie.
- Ubolewam nad tym, że w kolekcji współczesnych zabawek brakuje niektórych kultowych egzemplarzy, m.in. pierwszej lalki Barbie. Teoretycznie są do zdobycia, ale trzeba mieć dużo szczęścia, ponieważ szybko znikają z aukcji – mówi Marek Sosenko. - Szczególnie w trakcie tworzenia wystaw czasowych poszukujemy do scenariusza takich egzemplarzy w sieci aby zilustrować ważne zjawisko.
Szczególne miejsce w tej kolekcji zajmują katalogi z zabawkami. Najstarsze pochodzą z XVIII wieku. 300 lat temu tak samo musiały zapalać iskry w oczach dzieci, jak dziś katalog z najnowszymi modelami zestawów Lego. Dziś opowiadają o tym, kto dawnie produkował zabawki, z czego, gdzie i jak powstawały, czy ile kosztowały. Ważnym działem są też ilustracje poświęcone zabawom.
- Ikonografia jest jednym z najważniejszych działów naszych zbiorów. To źródło informacji o tym, jak wyglądały zabawki i jak się nimi bawiono – wyjaśnia kolekcjoner, prezentując bogate zbiory.
Zabawki królów
Trudno mówić w miejscu, w którym emocje buzują, o najcenniejszych, ale w kolekcji Marka Sosenki znajdują się obiekty, o których bez przesady i sentymentów można w ten sposób mówić, to, m.in. woskowe lalki z szopki królowej Bony, która należała także do Aleksandra Fredry, zabawki króla Stanisława Poniatowskiego i artysty Stanisława Wyspiańskiego. Choć wiekowe, nie są jednak najstarsze.
Króliczek, figurka z kamienia, którym bawiło się ok. 2 tys. lat przed Chrystusem jakieś dziecko z kręgu kultury Olmeków i ceramiczna figurka Uszebti pochodząca z Egiptu, z okresu X dynastii to starożytne obiekty w kolekcji zabawek.
- Starożytne zabawki oraz te powstałe do połowy XIX w. kiedy zabawki zaczęły być produkowane przemysłowo, są niezwykle rzadkie. Walczą o nie wszystkie profesjonalne muzea zabawek aby móc zilustrować tradycje związane z zabawą od zarania dziejów – tłumaczy antykwariusz.

O czym marzy właściciel blisko 50 tys. zabawek?
- Jest wiele takich rzeczy. Kiedyś mogłem kupić zabawkową straż pożarną z parowym silnikiem z drugiej połowy XIX w. Żeby ją uruchomić, trzeba było zapalić w niej ogień, żeby leciała para i dym napędzające tłoki silnika. Nie miałem wtedy na nią pieniędzy, kupił ją ktoś inny i wywiózł zagranicę – wzdycha Marek Sosenko. - Ale poza doskonaleniem kolekcji to przede wszystkim przestrzeń, która umożliwiałaby swobodne opracowywanie i udostępnianie zbiorów.
Czuły antykwariusz
- Obserwowanie ludzi, którzy z entuzjazmem oglądają coś, czym kiedyś się bawili, co przypomina im własne dzieciństwo to jest wspaniałe uczucie – mówi kolekcjoner.
Takich momentów doświadczył także właściciel skarbów z Muzeum Zabawek.
- Przed wieloma laty zobaczyłem kilka kartek z książeczki, która była moją ulubioną w dzieciństwie. Tyle wystarczyło, żeby zaczęły buzować we mnie wspomnienia. Bardzo chciałem taką zdobyć, no i udało się – opowiada.
Blisko 50 tys. zabawek: od prostych szmacianek, ołowianych żołnierzyków po skomplikowane mechaniczne zabawki, konstrukcje ze zużytych puszek po konserwach i misterne mechanizmy wprawiające zabawki w ruch, zabytkowe przedmioty należące do królewskich rodzin i odpustowe trofea rodem z PRL-u. Wymarzone, wyśnione, ukochane.
- Tata ma w sobie wewnętrzne dziecko. Ktoś, kto by patrzył czysto pragmatycznie na to, co robi tata, stwierdziłby zapewne, że to i dużo obowiązków, i odpowiedzialności, i finansów. W tym, co robi tata widać entuzjazm, prawdziwy zachwyt nad zabawkami, a przede wszystkim rolą, jaką pełniły dla ich właścicieli. Myślę, że wielokrotnie gratyfikacją za pracę i poświęcenie włożone w tę kolekcję jest to, co można zobaczyć na twarzach osób oglądających nasze wystawy – to jest prawdziwa podróż w czasie. Dzięki tym zabawkom tata wydobywa najlepsze wspomnienia tych osób – mówi Katarzyna Sosenko.
- To nie jest kolekcjonerstwo do szuflady, ale z misją. Realizujemy wszystkie cele i obowiązki zgodnie z definicją sporządzoną przez Międzynarodową Radę Muzeów ICOM, jednak wciąż kolekcja w całości jest niedostępna. Pomysłem na uświadomienie jakie skarby znajdują się w tym zbiorze jest stworzenie wystawy “Niedostępna kolekcja” – gdzie zamiast eksponatów widać regały ciasno wypełnione od podłogi po sufit pudłami z etykietami opisującymi zawartość. Na pierwszym planie podpisy do eksponatów, np. szopka Królowej Bony, zamek Wyspiańskiego, których nie widzimy - mówi Katarzyna Sosenko. - Chcemy również pokazać krakowianom nasze lokalne tradycje związane z zabawką, dzieciństwem i zabawą. Mam w planach rozmowy z dyrektorem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa na temat współpracy przy wystawie “Kraków się bawi”. Jestem pewna, że byłaby to bestsellerowa wystawa z imponującą frekwencją, a przede wszystkim uzmysłowienie, że dziedzictwo Krakowa to nie tylko Wawel i królowie, ale też kultura materialna związana z dawnym dzieciństwem i tradycjami takimi jak park i centra Jordana, Groteska, zabawki z Sukiennic lub z Emaus, czy też te projektowane na Akademii Sztuk Pięknych. Założyliśmy fundację, która w przeciągu ostatnich kilkunastu lat założyła Muzeum Zabawek w Krakowie i tworzy program, markę i partnerstwa z instytucjami. Staraniami Fundacji zdobyliśmy m.in. granty Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu na digitalizację stu zabawek, projekt komunikacji wizualnej i strony Muzeum Zabawek oraz projekt partycypacyjny “Witryna z zabawkami” w ramach programu Edukacja Kulturalna. Widać więc, że prężnie dążymy do stworzenia dużego, nowoczesnego muzeum zabawek, które będzie filarem oferty zrównoważonej turystyki kulturalnej Krakowa.
Od kilku lat pojedyncze egzemplarze z kolekcji można oglądać na wystawach czasowych w Aptece Designu na Wesołej. Katarzyna Sosenko marzy, by w dzielnicy, gdzie planowana jest nowa siedziba Teatru Groteska i Mediateka mogło powstać nowoczesne Muzeum Zabawek ze stałą wystawą i programem, który bawi, uczy, wychowuje i integruje. Na marzeniach nie poprzestaje, to ona podejmuje dziś działania zmierzające do tego, by skarby rodziny Sosenków mogły ujrzeć światło dzienne.