Od głównego traktu, tego w stronę Nowego Sącza ulica Kościuszki ma kilka bocznych odnóg. Jedna z nich tak naprawdę bardzo często nie nadaje się nie tylko, by po niej przejechać. Trudno tu nawet iść.
- To droga dla miłośników samochodowego off roadu - mówi Roman Wilk, mieszkaniec feralnej ulicy. - Czterysta metrów ekstremalnego wyzwania. Samochodem, powoli i ostrożnie, jakoś się udaje. Ale co mają powiedzieć piesi. Tak naprawdę bardzo często biorą ze sobą dwie pary butów. Te pierwsze zmieniają po dotarciu w cywilizowane miejsce - dopowiada.
To nie jest tak, że ta ulica zdegradowała się w ostatnim czasie. Ona nigdy fizycznie nie istniała.
- Mieszkam tu od 1960 roku - opowiada Józef Bajorek. - Wtedy był tu jeden dom z prawem przejazdu po sąsiedniej działce. Z czasem pojawili się kolejni mieszkańcy - dopowiada.
Pierwszym z „nowych” był właśnie Roman Wilk.
- To było 30 lat temu - opowiada. - działka w obrębie miasta więc nie spodziewałem się problemów. Jakieś 10 lat po mnie pojawili się tu kolejni. Teraz to kilkanaście domów. Gdy je stawiano, wszyscy zostawiali miejsce na drogę, to pas szerokości około 8 metrów - dodaje.
By miasto mogło taką ulicę zbudować, koniecznym warunkiem jest prawo własności działek, po której ona przebiega. Tu pojawiają się problemy. Nie wszyscy zgadzają się na proponowane im warunki. Mieszkańcy ulicy powołali nawet społeczny komitet budowy drogi. Wspólnymi siłami udało im się wykonać sieci gazowniczą, kanalizacyjną i wodociągową.
- Wykonaliśmy też projekt drogi - mówi Roman Wilk. - Mógł być realizowany. Była przychylność wszystkich mieszkańców z wyjątkiem właściciela dwóch działek, na których miał być zjazd z drogi krajowej - dopowiada.
Z relacji mieszkańców wynika, że główny oponent ma wjazd na swoją posesję właśnie z drogi krajowej.
- Sytuacja na tej ulicy jest dość skomplikowana - mówi Rafał Kukla, burmistrz Gorlic. - W tej chwili jesteśmy już na finiszu rozmów z właścicielem działek, na których ma być zjazd z krajówki. Ustalamy tak naprawdę kwotę wykupu - dopowiada.
To delikatne negocjacje, bo w grę wchodzą pieniądze publiczne.
- Nie możemy rzucić na stół jakiejś wziętej z sufitu kwoty - podkreśla burmistrz. - W chwili, gdy miasto stanie się właścicielem, będzie można przystąpić do dalszych prac - dopowiada.
Do uregulowania pozostaną jeszcze kwestie działek, które są, w głębi, ale jak mówi Rafał Kukla, to będą już mniej skomplikowane negocjacje.
- Nie mogę wskazać dokładnego terminu - mówi. - Ale ta droga w końcu zostanie utwardzona. Może na początku będzie to jakieś tymczasowe rozwiązanie, ale z czasem na całej długości zrobimy normalną miejską ulicę - zaznacza.
Tymczasem mieszkańcy nadal będą musieli wykazać się cierpliwością. Mają w niej wielkie, idące w dekady, doświadczenie.
Jest jednak szansa, że wcześniej powstanie tam oświetlenie.
- Już to by było jakimś sukcesem - mówi Roman Wilk. - Może nie byłoby, nam łatwiej chodzić, ale przynajmniej po zmroku widać by było kałuże i ten nasz codzienny slalom byłby prostrzy - dopowiada.
Trzeba wiedzieć
Droga gruntowa jest publiczna
Zgodnie z przepisami, drogą publiczną jest taka droga, z której może korzystać każdy zgodnie z jej przeznaczeniem. W przypadku dróg gruntowych, mówimy zazwyczaj o drogach gminnych, znajdujących się na najczęściej na wsi. Jak wskazuje nazwa, właścicielem takiej drogi jest gmina i to ona odpowiada za jej utrzymanie. Na publicznych drogach gruntowych obowiązują standardowe przepisy ruchu drogowego. Jeżeli nie ma ograniczeń prędkości, nie jest to oznakowany obszar zabudowany, to tego typu drogami można jeździć z prędkością 90 km/h. Taka prędkość może jednak być zbyt wysoka, choć wszystko zależy od stanu drogi, jej szerokości i warunków ruchu. Dla wielu dróg gruntowych, gdzie znajdują się dziury, wyboje, koleiny, kałuże itd. bezpieczna będzie znacznie niższa prędkość - nawet dla samochodów terenowych. Zgodnie z przepisami droga asfaltowa o długości 15 m jest drogą gruntową.
WIDEO: Barometr Bartusia. Czy coś grozi firmom z Małopolski?
