https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tomex podlicza straty

Liliana Musiał, (Buń)
Anna Kędzior
Tomex był wczoraj normalnie otwarty i tylko zgliszcza hali przypominały o straszliwym pożarze, który rozpętał się tu w sobotnią noc. Właściciele sklepów, które strawił ogień są zrozpaczeni, liczą straty i szukają pomocy u władz miasta. Policja stara się wyjaśnić, jak mogło dojść do tej tragedii. Wstępnie wykluczyli jednak, że market "Kogucik" został podpalony.

Na Tomeksie ludzie spokojnie robili wczoraj zakupy. Tylko ci, którzy dotarli na sam koniec targowiska mieli szansę dostrzec pozostałości po dramatycznej walce z żywiołem. Wielka 600-metrowa hala, stojąca od lat na krakowskim Tomeksie jest doszczętnie spalona.

Sterty gruzu i poskręcanej blachy kontrastują z kolorowym i wesołym szyldem "Kogucik", który jeszcze parę dni temu reklamował odwiedzany przez tłumy mieszkańców Nowej Huty market.

Mieszkańcy pytani o wydarzenia sobotniej nocy twierdzą, że strażacy mogli zrobić więcej, by ratować budynek. - Nie rozumiem dlaczego straż od razu nie wjechała na teren hali, nawet zszedłem do nich i powiedziałem, żeby tak zrobili - opowiada Marek Pankowski, mieszkaniec jednego z bloków na os. Niepodległości.

- Oni tylko lali po dachu. Gdyby działali bardziej zdecydowanie, to stoisko ze sprzętem AGD mogliby uratować - dodaje.

Straż odpiera te zarzuty. - Woda była lana po dachu, jak i do wewnątrz - odpowiada Andrzej Siekanka, rzecznik prasowy Małopolskiej Straży Pożarnej. - Nie wprowadzaliśmy do środka strażaków, bo mieliśmy informacje, że w budynku nikogo nie ma. Konstrukcja obiektu była wadliwa i mogła się zawalić. Nie chcemy bezpodstawnie narażać życia naszych ludzi.
Policja zagrodziła teren katastrofy - teraz badają go eksperci. - Na wstępne wnioski co do przyczyn pożaru będzie trzeba poczekać kilka tygodni - zapowiada mł. insp. Dariusz Nowak, rzecznik komendy wojewódzkiej policji.

- Na razie nic jednak nie wskazuje na podpalenie - dodaje. Okoliczni sklepikarze przypuszczają, że powodem mogło być jakieś niedopatrzenie podczas prowadzonego w hali remontu.

Pożar to wielka tragedia dla właścicieli sklepów, które spłonęły. - Rozmawiałem z rodziną, która prowadziła sklep z zabawkami. Są zrozpaczeni - potwierdza Leon Pluciński, prezes Małopolskiego Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców. - Będziemy starali się o wsparcie Urzędu Marszałkowskiego - dodaje.

Stowarzyszenie, aby pomóc poszkodowanym chce skorzystać z tzw. funduszu poręczeń gwarancyjnych. Choć przeznaczony jest on głównie na rozwój nowych przedsiębiorstw sklepikarze z Tomeksu liczą, że urzędnicy zrozumieją ich wyjątkową sytuację i pomogą.

- Polega to na tym, że marszałek poręcza kredyty, które bierze się z banku - tłumaczy prezes Pluciński.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska