Na Tomeksie ludzie spokojnie robili wczoraj zakupy. Tylko ci, którzy dotarli na sam koniec targowiska mieli szansę dostrzec pozostałości po dramatycznej walce z żywiołem. Wielka 600-metrowa hala, stojąca od lat na krakowskim Tomeksie jest doszczętnie spalona.
Sterty gruzu i poskręcanej blachy kontrastują z kolorowym i wesołym szyldem "Kogucik", który jeszcze parę dni temu reklamował odwiedzany przez tłumy mieszkańców Nowej Huty market.
Mieszkańcy pytani o wydarzenia sobotniej nocy twierdzą, że strażacy mogli zrobić więcej, by ratować budynek. - Nie rozumiem dlaczego straż od razu nie wjechała na teren hali, nawet zszedłem do nich i powiedziałem, żeby tak zrobili - opowiada Marek Pankowski, mieszkaniec jednego z bloków na os. Niepodległości.
- Oni tylko lali po dachu. Gdyby działali bardziej zdecydowanie, to stoisko ze sprzętem AGD mogliby uratować - dodaje.
Straż odpiera te zarzuty. - Woda była lana po dachu, jak i do wewnątrz - odpowiada Andrzej Siekanka, rzecznik prasowy Małopolskiej Straży Pożarnej. - Nie wprowadzaliśmy do środka strażaków, bo mieliśmy informacje, że w budynku nikogo nie ma. Konstrukcja obiektu była wadliwa i mogła się zawalić. Nie chcemy bezpodstawnie narażać życia naszych ludzi.
Policja zagrodziła teren katastrofy - teraz badają go eksperci. - Na wstępne wnioski co do przyczyn pożaru będzie trzeba poczekać kilka tygodni - zapowiada mł. insp. Dariusz Nowak, rzecznik komendy wojewódzkiej policji.
- Na razie nic jednak nie wskazuje na podpalenie - dodaje. Okoliczni sklepikarze przypuszczają, że powodem mogło być jakieś niedopatrzenie podczas prowadzonego w hali remontu.
Pożar to wielka tragedia dla właścicieli sklepów, które spłonęły. - Rozmawiałem z rodziną, która prowadziła sklep z zabawkami. Są zrozpaczeni - potwierdza Leon Pluciński, prezes Małopolskiego Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców. - Będziemy starali się o wsparcie Urzędu Marszałkowskiego - dodaje.
Stowarzyszenie, aby pomóc poszkodowanym chce skorzystać z tzw. funduszu poręczeń gwarancyjnych. Choć przeznaczony jest on głównie na rozwój nowych przedsiębiorstw sklepikarze z Tomeksu liczą, że urzędnicy zrozumieją ich wyjątkową sytuację i pomogą.
- Polega to na tym, że marszałek poręcza kredyty, które bierze się z banku - tłumaczy prezes Pluciński.