- Zaniepokoiliśmy się, gdy się nie pojawili, bo zawsze byli słowni - opowiada pani Władysława. Jeszcze w trakcie świętowania wszyscy zaczęli się zastanawiać, co mogło zatrzymać nieobecnych gości. Biesiadnicy krok po kroku zaczęli kojarzyć fakty. Pani Władysława przypomniała sobie, że dzień wcześniej widziała wilczura wujostwa, który biegał w środku dnia po ogrodzie.
To było nietypowe, bo staruszkowie zwykle zabierali psa do domu i zamykali. A tu wilczur zachowywał się niespokojnie, wył i podbiegał do drzwi domu. - Wtedy jeszcze myśleliśmy, że wujowie może gdzieś wyjechali, dlatego pies biega swobodnie przed domem - mówi pani Władysława. Ale już w trakcie imprezy imieninowej poczuła dziwny lęk, bo takie traktowanie psa nie było przecież w ich stylu.
Do domu przez piwnicę
Z samego rana wraz z mężem zawiadomiła straż pożarną i policję. Dom był zamknięty, więc funkcjonariusze musieli wybić szybę w piwnicy, by dostać się do środka budynku. Staruszków odnaleźli w kuchni. 87-letni pan Jan leżał na łóżku, jego 77-letnia żona pani Maria siedziała w fotelu. Wyglądali jak gdyby spali. Wezwany na miejsce lekarz stwierdził zgon. - Nic nie wskazuje na to, by do ich śmierci przyczyniła się inna osoba - wyjaśnia aspirant Stanisław Piegza, rzecznik limanowskiej policji.
Prokurator zdecydował o sekcji zwłok zmarłych. Wykaże ona, co było przyczyną nagłej śmierci obojga małżonków. Istnieje przypuszczenie, że mógł ich zabić czad. - Na miejsce wezwano biegłego do spraw wentylacji - mówi Stanisław Piegza.
Zbadał instalację. Na jego opinię trzeba będzie jednak jeszcze zaczekać. Bliscy zmarłego małżeństwa potwierdzają, że w kuchni, gdzie znaleziono ciała, był piec węglowy i kuchenka gazowa. Być może małżonkowie dogrzewali się przed snem. W piątek policjanci zaplombowali drzwi do domu zmarłego małżeństwa. Rodzina nie ma tam wstępu. - Jesteśmy wstrząśnięci tym co się stało. Wujek mimo wieku był okazem zdrowia - zamyśla się pani Władysława.
Cieszyli się emeryturą
Ze śmiercią pana Jana i jego żony Marii nie mogą również pogodzić się sąsiedzi. - Jeszcze kilka dni temu widziałem Janka, gdy wyszedł przed dom, by wypuścić swoje kury. Powitał się jak zwykle, to był wspaniały facet - mówi sąsiad pana Jana, Janusz Nawrocki. - Kto by pomyślał, że będzie to nasze pożegnanie - spuszcza wzrok. Starsze małżeństwo przez kilkadziesiąt lat pracowało w fabryce dywanów na Śląsku. Po przejściu na emeryturę postanowili wrócić w rodzinne strony.
20 lat temu Jan i Maria wybudowali dom na pięknie położonym osiedlu Zawory. Jesienią ubiegłego roku go wyremontowali. - Położyli nowy dach, pomalowali elewację - wylicza Józef Kaliciński, mieszkający kilka domów dalej. Żyli spokojnie, nikomu nie wadzili, wszystkim byli życzliwi. Teraz mogli wreszcie cieszyć się sobą. - Nie mogę uwierzyć, że tak nagle odeszli - dodaje spoglądając na pusty dom.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+