Dopiero wyniki analiz po sekcji zwłok mogą pozwolić prokuratorowi na ustalenie przyczyn śmierci małżeństwa emerytów z Rokowa pod Wadowicami. Ich synowie, choć jeden z nimi mieszkał, a drugi ma dom naprzeciwko, nie wiedzą, jak mogło do tego dojść.
W niedzielę, około południa do jednego z domków jednorodzinnych w Rokowie przyjechała na sygnale straż pożarna, policja i pogotowie.
**
Roków. Znaleziono zwłoki starszego małżeństwa. Mieli podcięte gardła**
- Długo nie wiedzieliśmy, co się stało. Najpierw wydawało się, że ktoś z sąsiadów źle się poczuł i stąd to zamieszanie, bo to byli już schorowani ludzie w starszym wieku - opowiada nam jeden z mieszkańców wsi, który w poniedziałek przed południem przyszedł, jak sam przyznał, pomodlić się za dusze zmarłych pod krzyżem przy kaplicy, znajdującej się zaledwie kilkaset metrów od miejsca, gdzie doszło do tragedii.
- Potem jednak, gdy zjechali się też policjanci po cywilnemu, a nawet prokurator, zamarliśmy. Kiedy z domu wynoszono dwa ciała w czarnych workach, to przeżyliśmy ogromny szok. To spokojna okolica, sami porządni, niepijący ludzie, tu nawet bójek nie było. A teraz coś takiego - dodaje sąsiad małżeństwa.
Okazało się, że w niedzielę, około południa, makabrycznego odkrycia dokonał 48-letni mężczyzna, jeden z synów nieżyjącej już pary staruszków.
- Mają w sumie trzech dorosłych synów i wnuki, ale tylko on, kawaler, z nimi mieszkał - opowiadają miejscowi.
Tego feralnego dnia akurat nie było go w domu. Gdy wrócił, wszedł do środka i zobaczył dwa ciała - ojca oraz matki. Oba leżały w kałuży krwi. Natychmiast wezwał pogotowie ratunkowe. Lekarz, po przybyciu na miejsce, stwierdził zgon małżonków.
Co się stało? Wadowicka policja od niedzieli nie informuje o szczegółach.
- Prowadzimy nadal postępowanie w kierunku zabójstwa - poinformowała jedynie sierż. sztabowy Agnieszka Petek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej w Wadowicach.
Potwierdzono, że wstępne czynności na miejscu zdarzenia wykazały, iż śmierć starszego małżeństwa to wynik zabójstwa. Dlatego pod nadzorem prokuratury wszczęto śledztwo w kierunku art. 148 kodeksu karnego.
Według pierwszych nieoficjalnych informacji, w domu mogło dojść do morderstwa połączonego z samobójstwem. Ta wersja zakładała, że najpierw mężczyzna podciął gardło swojej 73-letniej żonie, a następnie sam zadał sobie kilkanaście ciosów nożem.
Śledztwo trwa i jeszcze nie można rozstrzygnąć, jaki przebieg miało zdarzenie. Jak ustaliliśmy, śledczy rozważają też inne wersje tragedii.
Sekcja zwłok odbyła się wczoraj w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie. Na jej wynik trzeba będzie jednak kilka dni poczekać.
- Na razie żadna z wersji nie została wykluczona. Sekcja zwłok pozwoli na ukierunkowanie postępowania - informuje Sebastian Kiciński, prokurator z Prokuratury Rejonowej w Wadowicach.
Mieszkańcy Rokowa twierdzą, że pierwsze doniesienia mediów, w których sugerowano, że powodem zbrodni i samobójstwa miały być rodzinne kłótnie, są według nich niemożliwe. To było zgodne małżeństwo. Miejscowi mają już swoją wersję tych tragicznych wydarzeń.
Jak wynika z relacji sąsiadów nieżyjącej pary, którzy zgodzili się z nami porozmawiać, 73-letnia kobieta była poważnie chora i sparaliżowana, jeździła na wózku inwalidzkim. Jej 75-letni mąż z trudem znosił pogarszający się stan zdrowia żony.
- Najprawdopodobniej zabił ją, żeby ulżyć jej w cierpieniu - snuje domysły jedna z sąsiadek. - Kiedyś to był zdrowy i silny chłop, może nie umiał się pogodzić z tym, że już nie jest tak sprawny i nie da rady zająć się schorowaną żoną - opowiada kobieta.
Wszyscy nasi rozmówcy zgodnie twierdzą, że to było normalne, przykładne małżeństwo, a ich rodzina dobrze żyła z sąsiadami.
- Może i czasem się kłócili, jak wszyscy, ale nigdy bym nie pomyślała, że mąż ugodzi żoną nożem. Ja w to nie mogę uwierzyć - dodaje sąsiadka małżeństwa.
Zabójstwo w Kętach. Podejrzany o zbrodnię w rękach policji
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!
WIDEO: Poważny program - playlista 3 odcinków