Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Akademii Wisły Goncalo Feio: Piękne szatnie nie wychowały żadnego piłkarza

Justyna Krupa
Justyna Krupa
Trener Goncalo Feio z Akademii Wisły.
Trener Goncalo Feio z Akademii Wisły. Akademia Wisła Kraków
- Ani przez chwilę, od kiedy jestem w Wiśle, nie żałowałem tej decyzji - mówi Goncalo Feio, portugalski trener w Akademii Piłkarskiej Wisła Kraków.

Jak to się stało, że trafił Pan do Polski, skoro tutejszy futbol jeszcze kilka lat temu niekoniecznie przyciągał zagranicznych trenerów z różnych szczebli?

- Nie miałem takiego dalekosiężnego planu, myślałem, że przyjeżdżam do Polski tylko na chwilę. Plan był taki, by potem wyjechać do Niemiec. Ale dano mi szansę pracy w Legii Warszawa, czułem, że się rozwijam. Teraz związałem się z Polską, mam tu rodzinę, moja córka się urodziła w Polsce. Bardzo dobrze się tu czuję i w tym momencie nie wyobrażam sobie lepszego środowiska pracy, niż Wisła.

Bardziej odpowiadała Panu praca w roli analityka, jaką pełnił Pan jeszcze niedawno w Legii, czy też woli Pan typową trenerską robotę?

- To, że byłem osobą odpowiedzialną za dział analiz w Legii nie znaczyło, że jednocześnie nie wykonywałem pracy trenerskiej. Natomiast nigdy nie ukrywałem, że najlepiej czuję się jako główny trener, odpowiedzialny za daną grupę. W Wiśle pracuję obecnie z drużyną U-17 i zdecydowanie taka praca sprawia mi więcej frajdy. Ale to, co robiłem w dziale analiz Legii również było bardzo ważnym krokiem w moim zawodowym rozwoju. Uważam, że jestem dzięki temu lepszym trenerem, niż byłem te dwa i pół roku temu.

Musiał się Pan pożegnać z Legią, gdy w klubie rozpoczął rządy trener Stanisław Czerczesow. Rozumiał Pan decyzję o tym, że się z Panem rozstano?

- Nie wiem, czy lepiej uznać, że Czerczesow rozstał się ze mną, czy ja z nim (śmiech). Ani ja go nie lubiłem, ani on mnie. A że obaj jesteśmy dość bezpośredni i mamy mocne charaktery, to współpraca między nami nie miałaby żadnego sensu. Przyniosłoby to same problemy. Wiadomo, Czerczesow był wtedy pierwszym trenerem Legii, był szefem i miał prawo decydować, kto zostaje w klubie, a kto nie. Sam zresztą zgłosiłem kierownictwu klubu, że w żaden sposób nie jestem w stanie uwierzyć w metodologię pracy trenera Czerczesowa. Uważam, że dla wielu ludzi związanych z Legią mogło to być zaskakujące, że tam nie zostałem. Oczywiście Legia poradzi sobie bez takiej osoby jak ja. Ale jednocześnie uważam, że można spokojnie sobie poradzić bez Legii.

Czemu po opuszczeniu Legii nie zdecydował się Pan na stałe wrócić do Portugalii, tylko znów podjął pracę w Polsce, tym razem w Krakowie? Tam pewnie miałby Pan większe możliwości zawodowe.

- Wróciliśmy z rodziną do Portugalii - na prawie pół roku. Na powrót zacząłem funkcjonować w Akademii Benfiki Lizbona. Ale pół roku to był za krótki okres, by przejąć szkolenie któregoś z roczników. Bardziej chodziło o to, by przekonać się, jakie zmiany zaszły tam np. pod względem metodologii szkolenia. Początkowo wcale nie miałem w planach powrotu do Polski. Pojawiła się jednak propozycja z Krakowa i uznaliśmy z rodziną, że to dobry kierunek dla nas. Bardzo wierzę w projekt Akademii Wisły. Kluczowa była tu rola dyrektora Akademii, Rafała Wisłockiego. On przekonał mnie, że warto tu przyjść, bo jest tu pewien konkretny plan działania. Ani przez chwilę, od kiedy jestem w Wiśle, nie żałowałem tej decyzji.

A na czym ten plan Akademii polega? Dlaczego jest tak przekonujący?

- Naszym celem jest to, by stać się najlepszą akademią piłkarską w Polsce. Przejąłem najstarszy rocznik w akademii, w którym są bardzo utalentowane chłopaki, mające ogromne możliwości. Chcemy walczyć o awans do Ligi Makroregionalnej, potem o najwyższe lokaty w Makroregionie i o mistrzostwo Polski. Przede wszystkim zaś chcemy rozwijać najlepszą metodologię treningu.

Jaka jest różnica, jeśli chodzi o warunki do pracy, w porównaniu z Akademią Legii?

- Trudne pytanie, ale ja lubię trudne pytania (śmiech). Różnice są duże. Począwszy od profilu akademii, przez możliwości finansowe, aż po infrastrukturę. Tutaj, w Krakowie mamy możliwość korzystania z trzech boisk trawiastych, a tam – nie było żadnego. Tam jest boisko ze sztuczną nawierzchnią. W Wiśle prawie wszystkie roczniki grają oryginalnymi piłkami, tam rzadko się to spotyka. Cóż, nie jestem osobą, która pluje do talerza, z którego jadła. Nie będę tego robił, bo szanuję osoby, które pracują w warszawskiej akademii. Z niektórymi mam kontakt, to moi koledzy. Uważam jednak, że Akademia Legii nie ma niczego takiego, czego by nam w Krakowie jakoś szczególnie brakowało. Wręcz przeciwnie. Uważam, że Akademia Wisły ma w tym momencie możliwości, warunki i trenerów do tego, by lepiej przygotowywać zawodników, niż w Akademii Legii.

Wspomniał Pan jednak o różnicy w możliwościach finansowych. W Wiśle nie ma wielkich pieniędzy.

- Tu różnica jest na korzyść Legii. Natomiast mieć pieniądze to nie znaczy automatycznie dobrze je wykorzystać. Choć oczywiście w Legii dzięki temu mogą łatwiej pozyskiwać piłkarzy z całej Polski. W Wiśle natomiast - mając mniejsze możliwości finansowe - wykonujemy lepszą pracę na boisku. Tak uważam. A warto przypomnieć, że ani piękne szatnie, ani internat do tej pory same w sobie nie wychowały żadnego piłkarza. To pokolenie portugalskich piłkarzy, które ostatnio wygrało mistrzostwa Europy, w większości nie wychowało się wcale w super warunkach, tylko na boiskach z piachu. Tyle tylko, że mieli fantastycznych trenerów. Mnie zależy na tym, by w każdej jednostce treningowej w naszej akademii była konkretna jakość.

Ponoć zbierając doświadczenia zawodowe w Akademii Benfiki Lizbona miał Pan okazję pracować z takimi zawodnikami, jak Renato Sanches. Z jakimi innymi graczami, którzy później błysnęli w światowym futbolu, miał Pan do czynienia?

- Z Benfiką byłem związany jeszcze jako zawodnik. Musiałem jednak wcześnie skończyć z grą w piłkę z powodów
zdrowotnych. To klub, który bardzo dużo mi dał, pomógł mi wykształcić się do roli trenera. Trudno mi jednak wymienić wszystkich piłkarzy, z którymi współpracowałem, a którzy zrobili zawodowe kariery. Łatwiej byłoby wymienić tych, którzy nie zrobili, bo było ich może kilku przez te wszystkie lata. Obecnie dominacja akademii Benfiki nad innymi w Portugalii staje się coraz wyraźniejsza.

Na czym w takim razie polega ten lizboński pomysł na sukces w szkoleniu młodzieży?

- Najważniejszą rolę odgrywa fantastyczna kadra trenerska. Mam na myśli całe sztaby trenerskie, zarówno pierwszych trenerów, jak i asystentów, trenerów bramkarzy, a nawet trenerów żywienia, fizjologów czy współpracujących z drużynami psychologów. Wiedza tych ludzi jest ogromna. Bo powtarzam - czy to w Portugalii, czy w Polsce, czy w Benfice, czy w Wiśle – to ludzie pracujący z piłkarzami robią różnicę. Najważniejsze są: potencjał tamtejszych wyselekcjonowanych piłkarzy i jakość sztabu trenerskiego. To właśnie sprawia, że ostatnio akademia Benfiki wygrała nagrodę Globe Soccer Award dla najlepszej akademii 2015 roku.

To o tyle ciekawe, że w portugalskim futbolu nie ma tak wielkich pieniędzy, jak w kilku innych krajach Europy. A sukcesy szkoleniowe są.

- Patrząc na wyniki w różnych kategoriach wiekowych w ciągu ostatnich paru lat, rzuca się w oczy, że są trzy kraje, które ostatnio zdominowały piłkarsko inne nacje w Europie. Są to Portugalia, Hiszpania i Niemcy. My, Portugalczycy, jesteśmy aktualnym mistrzem Europy seniorów, wicemistrzem Europy U-21, mistrzem Europy U-17. Są dwie najlepsze metodologie pracy szkoleniowej na świecie. Pierwsza to właśnie „portugalsko-hiszpańska”, która opiera się na jak najlepszym zrozumieniu dynamiki gry przez zawodników, a druga to metodologia niemiecka, dobrze zaadaptowana do niemieckiej dyscypliny.

Jacy trenerzy w Portugalii byli dla Pana inspiracją?

- Z trenerami jest jak z zawodnikami. Jak piłkarz znajduje się w środowisku, w którym ma świetnych graczy wokół siebie, to sam staje się lepszym zawodnikiem. W przypadku trenerów mechanizm jest podobny. W Portugalii miałem do czynienia z wieloma świetnymi fachowcami. Począwszy od tego, że studiowałem na uczelni, na której wykłady miał Jose Mourinho. Swoją wiedzą dzielił się też ze studentami tej uczelni aktualny trener reprezentacji Portugalii, Fernando Santos. Było od kogo się uczyć i kim się inspirować.

Czego w takim razie potrzeba w tym momencie Akademii Wisły, by zrobić kolejny krok do przodu?

- To złożony temat, trudno udzielić tu szybkich odpowiedzi. Ale jedną rzecz chciałbym zadeklarować: chcę, by każda osoba w tym klubie – począwszy od piłkarzy, przez trenerów, po innych pracowników – miała świadomość, że pracuje w jednym z największych i najbardziej utytułowanych klubów w Polsce. Klubie, który np. dla mojego pokolenia jest najbardziej rozpoznawalnym polskim zespołem w Europie. I jednocześnie klubie, który miał ostatnio najwięcej wychowanków grających w ekstraklasie. Chciałbym więc, by wszyscy byli świadomi tego, jak dużo waży ten herb, który mają na koszulce. Druga sprawa: chciałbym, żebyśmy się mentalnie stali zwycięzcami. Na każdym treningu, meczu, turnieju zagranicznym. Nie jesteśmy od nikogo gorsi, jesteśmy świadomi naszej wartości.

Rozmawiała: Justyna Krupa

Nabór do Akademii Wisły
Do soboty 3 września trwać będzie nabór do Akademii Piłkarskiej Wisły dla dzieci urodzonych w latach 2010 – 2013. W sobotę o godz. 14 odbędzie się tzw. Turniej Dzikich Drużyn, podczas którego młodych kandydatów na piłkarzy odwiedzą zawodnicy pierwszej drużyny Wisły Kraków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska