42-letni rolnik z Targowiska także przewoził ten produkt. W Gdańsku kostkę soli przekazał na statek, który płynął do Londynu. - I w ten sposób tradycji stało się zadość - przekonuje z uśmiechem.
Zanim jednak dotarł do morza, sporo przeżył. Podczas wyprawy pogoda go nie rozpieszczała. Zwłaszcza w pierwszych dniach padał deszcz. Bywały też takie dni, że wiał tak silny wiatr, że wyprawę trzeba było przerwać. - Schodziłem wówczas na ląd, by przeczekać deszcz i gdy tylko się uspokoiło ruszałem dalej - wspomina.
Takich sytuacji było więcej. Warunki atmosferyczne nie odstraszyły jednak podróżnika. Przez cały czas wspierali go ludzie, których spotykał podczas swojej wyprawy.
- A było ich bardzo dużo. Wspaniale pięknym bochenkiem chleba przywitano mnie w Warszawie - wspomina.
Innym razem ktoś tylko zagadnął, pozdrowił. Były też osoby, które nad brzeg Wisły przynosiły nie tylko dobre słowo, ale także gorącą zupę lub kawę.
Jacek Gądek żywił się jednak przede wszystkim tym, co zabrał z sobą, czyli warzywami i owocami, które dostał od rolników w swojej rodzinnej miejscowości. - Moi przyjaciele wyprawili mnie wspaniale, jedzenia było w sam raz. Ostatniego bakłażana przygotowałem sobie na zakończenie wyprawy - mówi.
W trzy tygodnie rolnik z Targowiska pokonał ponad 850 kilometrów. Płynął w ciągu dnia, nocą odpoczywał w namiocie rozbijanym na brzegu Wisły. Wieczorami grzał się przy ognisku i planował kolejny dzień wyprawy.
Do domu wrócił zmęczony, ale szczęśliwy, że udało się zrealizować ten projekt. O swoich przygodach opowiedział kilka dni temu podczas spotkania zorganizowanego przez swoich przyjaciół z Targowiska. W głowie ma już kolejny pomysł na wyprawę, ale nie chce o nim jeszcze mówić. - Wszystko w swoim czasie - kończy.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do
newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+