Choć konferencja ma się odbyć dopiero w listopadzie, miasto już rozstrzygnęło przetarg na katering dla 120 osób. Wyszło po 60 zł na głowę, razem 7,2 tys. zł. W pierwszej przerwie w obradach goście będą mogli liczyć na soki, kawę i francuskie rogaliki z konfiturami lub miodem.
W drugiej na podobne napitki, ale rogaliki zastąpią sałatki warzywne, zimna płyta z wędlinami i serami oraz ciasta i owoce. A na obiad do wyboru trzy dania gorące - filet z dorsza, drób lub tarta z warzywami. Plus oczywiście dodatki i deser. Pozostałe wydatki to koszt wydawnictw, druku zaproszeń, plakatów etc.
Kto przyjdzie? Sami urzędnicy miejscy, ci z Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i ponoć naukowcy.
Prelegenci wygłoszą referaty, odbędzie się dyskusja w gronie 120 osób. W ten sposób projekt, który zrealizowano w latach 2007-2013 za 5 mln zł, ma zostać rozpromowany. Sęk w tym, że docelowo nie dotyczy wąskiej grupy urzędników, ale wszystkich mieszkańców Krakowa.
Przez ostatnie lata pracownicy magistratu uczyli się, po pierwsze - profesjonalnej samooceny, aby móc wyłapywać błędy w swojej pracy i je poprawiać. Po drugie - "zasad zarządzania projektami jako koncepcji organizacyjnej i przywódczej", po trzecie - zarządzania bezpieczeństwem informacji. To wszystko miało służyć "Podniesieniu jakości usług publicznych świadczonych mieszkańcom Krakowa oraz rozwojowi zasobów ludzkich Urzędu Miasta".
Sprowadziło się to do posłania urzędników na szkolenia, gdzie uzyskali oni unijne certyfikaty, i przeprowadzenia badania satysfakcji klientów magistratu. Ponadto mają zostać opracowane i wdrożone nowe narzędzia internetowe dla lepszej obsługi petentów. - Jesteśmy zobowiązani do promowania efektów projektu, który jest współfinansowany ze środków unijnych. Realizacja konferencji jest zaakceptowana przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji - tłumaczy Filip Szatanik, zastępca dyrektora wydziału informacji UMK. - Koszt konferencji to mniej niż pół procenta kosztów całego projektu - dodaje.
Magistrat zaznacza ponadto, że z budżetu miasta na projekt i konferencję nie zostanie wydana ani złotówka. - I co z tego? Pieniądze unijne też należą do mieszkańców, a zostaną przejedzone i przegadane. W ten sposób kpi się z krakusów - komentuje Józef Pilch, radny PiS. - Jeśli zrobiono badania, pokażmy ich wyniki krakowianom. Jeśli pojawią się nowe rozwiązania internetowe, zaprezentujmy co mieszkaniec będzie mógł załatwić przez internet - wylicza.
Czy nie lepiej byłoby więc wydać te 20 tys. zł na promocję sukcesu miasta wśród jego mieszkańców? - Taki sposób promowania projektów unijnych jest przyjęty w całej Unii - upiera się Szatanik.
