Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ciemię bity. A oni tam…

Włodzimierz Jurasz
Włodzimierz Jurasz
Wielkąś mi uczyniła krzywdę w życiu moim, moja droga Ursulo tym zleceniem swoim – nucił sobie zapewne Donald Tusk po wysłaniu go przez Ursulę von der Leyen do Polski jako kandydata na generalnego gu…, pardon - premiera. No i teraz były prezydent, by nie powiedzieć: król Europy, musi starać się o sympatię jakiegoś prowincjonalnego plebsu, do tego wpisując się w nielubianą polską tradycję: taka ongiś ważna głowa błąka się po całej Polsce, żeby dojść do… itd.

Szczerze mówiąc, trochę Donaldowi Tuskowi, tak po ludzku, współczuję. Bo czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza prezes naszego klubu „Tęcza”. Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki!

To naprawdę ciężki los, zwłaszcza że jeszcze niedawno brylował na salonach, spotykał się z koronowanymi głowami, a wolne chwile, na których brak nie mógł narzekać, spędzał tak, jak sam o sobie pisał: „Siedzę w słońcu na tarasie, oglądam reprodukcje obrazów Kokoschki, a z telefonu puszczam V symfonię Mahlera”.

A dziś? Z pewną wręcz tkliwością oglądałem w TV transmisję z pobytu Tuska w Małopolsce, kiedy to m.in. wizytował zapadającą się pod ziemię Trzebinię. Współczułem szefowi PO widząc na jego twarzy potworne znudzenie, obserwując, jak się męczy, jak próbuje zrozumieć, o co tym ludziom, notabene borykającym się z prawdziwą tragedią, w ogóle chodzi. Czego od niego chcą, dlaczego miałby zająć się zabezpieczeniem jakichś zagrożonych katastrofą geologiczno-budowlaną garaży, gdy stworzony, a i powołany, został przecież do pracy przy (od)budowie nowego, niemal rzymskiego, imperium, a co najmniej jednej z jego prowincji.

A tak na marginesie – może ktoś, zwłaszcza z władz jakiegokolwiek szczebla niższego niż Rada Ministrów, zająłby się na poważnie wspomnianymi dziurami w ziemi? Bo przecież nikt, nawet chwytający się brzytwy mieszkańcy Trzebini, nie wierzy chyba w to, że potencjalny kandydat PO na premiera potraktuje ich lepiej niż słynnego kibica Ruchu Chorzów, któremu jednego dnia obiecał wsparcie budowy stadionu, a kolejnego oznajmił, że ta obietnica wystarczy, że stracił już dla niego i jego problemów cierpliwość.

Bo co tam jakiś kibic, jakieś dziury w mieście, którego nazwę nawet trudno wymówić, gdy oni tam jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanki, swawole…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W ciemię bity. A oni tam… - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska