Denerwujesz się?
Stary, bardzo się denerwuję.
Dlaczego?
Bo jeszcze nikt nie robił ze mną wywiadu, a ciebie znam i wiem, że możesz mnie czymś zaskoczyć.
Spróbuję z całych sił. W każdym razie przez chwilę musisz poczuć się jak bohaterowie twoich rozmów "W cztery oczy".
O kurczę. Przecież to są z reguły ludzie, którzy coś robią.
A co, dziennikarstwo polega na nicnierobieniu?
(śmiech) Nie to miałem na myśli. Nie wypuszczaj mnie, bo chcę tutaj jeszcze popracować.
Jesteś wyznawcą zasady, że nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi?
Nie, to ściema. Oczywiście, że są głupie pytania.
Zadajesz czasem takie?
Kiedyś, wymądrzając się na temat stadionu Wisły, zapytałem rzecznika klubu Ochalika, czy drużyna nadal na nim gra. Pech chciał, że akurat wtedy w najlepsze trwała tam budowa. Powiedział: Wie pan co, pan się lepiej przygotuje do tej rozmowy i odłożył słuchawkę. Czułem się wtedy co najwyżej średnio. Poczerwieniałem.
Robiąc "W cztery oczy" też zdarzało ci się ze wstydem odwrócić wzrok?
Tu akurat nie. Tu jest luzik, gadasz o wszystkim i o niczym. Ma być śmiesznie, więc choć się wygłupisz, nic się nie stanie. Ludzie pomyślą, że prowokowałeś, robiłeś to specjalnie.
Jak sam powiedziałeś, ta rubryka ma być - w założeniu - zabawna, krotochwilna. Mam nadzieję, że przygotowałeś sobie stertę anegdot, żartów, dykteryjek, dowcipów i będziesz je dyskretnie podrzucał w trakcie rozmowy. Mógłbyś zresztą zacząć od razu.
To znaczy?
Zaczynasz od "pamiętam, jak", a potem czytelnik ma zrywać boki.
Nieeee. Choć sam faktycznie właśnie tego wymagam od ludzi. Idę do hejnalisty i mówię: "Wie pan, jakąś anegdotkę bym prosił". A on opowiada, że marznie, bo mu korniki przegryzły kawał deski.
Panie Rąpalski, pan się nie miga. Anegdotkę poproszę.
Oj stary, strasznie ciężko coś wymyślić tak na poczekaniu.
A widzisz. I żądasz tego od tych biednych ludzi, których dociskasz o zabawne historie.
No tak. Ale oni wtedy często mówią: Wie pan co, to mówmy dalej, a ja sobie coś później przypomnę albo doślę.
Ty sobie przypomnisz czy doślesz?
Zobaczymy. Teraz, cholera, będę odpowiadał na pół gwizdka, bo lewa półkula będzie myśleć nad anegdotą.
Musisz coś wykombinować, bo potem będą w redakcji marudzić, że wywiad był nieśmieszny.
Znam ten ból.
Trzeba wtedy powiedzieć, że rozmówca był nudny.
Masz moje pozwolenie (śmiech).
Chciałbyś zrobić wywiad sam ze sobą?
Ostatnio robiłem wywiad z jamnikiem, więc to był taki trochę wywiad sam ze sobą.
Z jamnikiem powiadasz, hm...
(śmiech) Spokojnie, w domu wszyscy zdrowi. Trzeba było taki zrobić, więc się go wymyśliło. Ale tak zupełnie sam ze sobą? Nie, to chyba bez sensu. Niby seks można uprawiać w pojedynkę, ale nie tędy droga.
Jednak jakie pytanie byś sobie zadał, żeby się zaskoczyć?
O matko, trudna sprawa. Chociaż nie, wiem! Ale to nie będzie śmieszne.
Trudno.
Pewnie bym się zachwiał, gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego ciągle mieszkam ze starymi. Mam przecież 28 lat. Ale mam swoje powody.
Jakie?
Daj spokój.
To ciekawe. We Włoszech takich mężczyzn nazywa się bamboccioni, czyli wielkie bobasy. Pracują, ale nie wydają kasy na mieszkanie, matki im gotują i piorą. Socjologowie już opisali to zjawisko w uczonych książkach.
(śmiech) Wielkie dzięki. Chyba wkrótce przeprowadzę się do dziewczyny. Ostatnio dużo o tym myślę.
Czemu wszyscy mówią do ciebie "Bunia"?
Tak nazywała się grubawa kuchareczka w "Gumisiach". A że ja zawsze byłem grubszy, to się przyjęło. Koledzy ministranci zaczęli mnie tak nazywać. A ksywa utarła się w liceum, bo w bajce pili sok z gumijagód, a ja lubiłem tanie wina. Mówią tak do mnie od szóstej klasy podstawówki.
W szóstej klasie już grzałeś tanie wino?!
Pierwsze wypiłem we wsi Juszczyn, nazywało się "Halny różowy". Pod dyskoteką Ferrari.
O, to musiała być ostra jazda.
(śmiech) Była.
Czekaj, czekaj. Ministrant, wino i dyskoteka Ferrari? Coś tu nie pasuje do reszty.
A bo ty myślisz, że ministrant tylko chodzi w komeszce, klepie zdrowaśki i jeszcze ksiądz go po główce głaszcze. To nie tak. Pomyśl sobie: jeździsz na oazę, a tam 70 osób, w tym tylko 10 facetów.
I "Halny różowy" na stole.
Na oazie nie, tam czasem bywa wino mszalne. Albo amol.
Fuj!
Ale ma 70 procent. Dało się z tego coś upichcić. Na oazach była superzabawa, dziewczyny.
To trzeba było zostać księdzem, bo wynika z tego, że oni mają jeszcze bardziej klawe życie.
(śmiech) Z tego, co czytam w gazetach, to może tak być.
Dobra kolego, to na koniec obiecana anegdota.
Kurczę, nic mi się nie przypomniało. A będę mógł autoryzować?
Zapomnij. Kup sobie w piątek gazetę.
60 tysięcy złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na www.szumowski.eu