Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Krakowie są 42 dostępne defibrylatory, w Tarnowie tylko dwa

Paweł Chwał
Dorota Dzierwa prezentuje defibrylator, który stoi za drzwiami dziennika podawczego na parterze starostwa przy ul. Narutowicza.
Dorota Dzierwa prezentuje defibrylator, który stoi za drzwiami dziennika podawczego na parterze starostwa przy ul. Narutowicza. fot. Paweł Chwał
Dziecinnie proste w obsłudze defibrylatory AED mogłyby uratować niejedno życie przed przyjazdem karetki. Niestety w Tarnowie, poza ratownikami i strażakami tylko starostwo powiatowe dysponuje urządzeniem do szybkiego przywrócenia prawidłowego rytmu serca.

Sprzęt znajduje się w pokoju dziennika podawczego obok wejścia do budynku przy ul. Narutowicza 38, a o jego istnieniu tutaj informuje jedynie niewielka, naklejona na szybę karteczka z informacją napisaną drobnym drukiem.

- Dlaczego nie ma widocznej tabliczki na zewnątrz budynku, aby ludzie wiedzieli, że taki sprzęt jest w środku. Tak, to defibrylator wprawdzie jest, ale jakby go nie było - irytuje się Władysław Koralik, tarnowski emeryt, który sam choruje na serce . Dodaje, że naprzeciwko starostwa znajdują się dwa duże przystanki, przez które codziennie przewija się mnóstwo ludzi. - W każdej chwili ktoś może mieć zawał i zamiast czekać na przyjazd pogotowia można byłoby przy pomocy tego sprzętu niemal od razu podjąć akcję ratunkową - przekonuje. Potwierdza to Witold Duda, tarnowski ratownik.

- Kiedy dochodzi do zaburzenia rytmu serca i migotania komór, trzeba działać jak najszybciej. Czas odgrywa w tym przypadku decydującą rolę, a użycie prostego w obsłudze defibrylatora może komuś uratować życie - mówi.

Defibrylator jest w tarnowskim starostwie od ponad sześciu lat. W tym czasie sięgano po niego jedynie dwukrotnie. Za pierwszym razem na pomoc petentowi, który zasłabł w urzędzie, było jednak już za późno i mężczyzna zmarł. W drugim przypadku miał być użyty do ratowania innej osoby, która przewróciła się na przystanku autobusowym. Zanim jednak sprzęt przyniesiono do chorego, zjawili się ratownicy i nie było potrzeby go uruchamiać.

- Sprzęt jest naładowany i gotowy do użycia w każdej chwili, a pracownicy odpowiednio przeszkoleni. Niby jest to proste urządzenie, ale o niektórych wymogach trzeba pamiętać. Nie można używać go na przykład w przypadku chorego, który leży na mokrym podłożu, aby nie doszło do porażenia prądem - tłumaczy Wanda Zając, jedna z urzędniczek starostwa.

Po naszej interwencji starosta Roman Łucarz obiecał, że miejsce przechowywania defibrylatora w starostwie zostanie lepiej oznakowane.

- Nie chodzi przecież o to, aby chlubić się tym, że jako jedyni mamy sprzęt, ale by ludzie wiedzieli, że można z niego skorzystać - przyznaje.

Defibrylatora nie ma w budynku tarnowskiego sądu ani w żadnym z dwóch urzędów skarbowych i ZUS-ie, mimo że codziennie przewijają się przez nie setki osób. Ani jednego urządzenia tego typu nie kupił też do swoich urzędów tarnowski magistrat.
Próżno szukać go także na dworcu PKP i autobusowym. Z tarnowskich centrów i galerii handlowych może pochwalić się nim jedynie Gemini (znajduje się w punkcie obsługi sklepu Media Markt, ul. Nowodąbrowska 127).

Pomysły, aby wzorem Krakowa, ogólnodostępne defibrylatory rozmieścić w różnych miejscach Tarnowa pojawiły się podczas zorganizowanych dwukrotnie edycji budżetu obywatelskiego. Jednak za każdym razem projekty nie otrzymały wystarczającej liczby podpisów z poparciem, aby je można było zrealizować.

Defibrylatory obowiązkowo znajdowały się do tej pory na wyposażeniu nie tylko karetek pogotowia, ale także wozów bojowych tarnowskich strażaków zawodowych.

Teraz, zgodnie z nowymi wytycznymi, muszą kupić je także wszystkie jednostki ochotnicze włączone do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Wymóg spełniło do tej pory jedynie kilka z 35 jednostek w powiecie tarnowskim.

- To nie jest tanie urządzenie. Nas kosztowało ponad siedem tysięcy złotych, ale nikt z mieszkańców, których odwiedziliśmy podczas zbiórki pieniędzy na ten cel, nie podważał sensu jego zakupu - mówi Robert Ługowski, prezes OSP w Lubczy.

To jedna z najbardziej wysuniętych na wschód miejscowości w powiecie tarnowskim i województwie małopolskim, gdzie czas dojazdu karetki do chorego wynosi minimum kilkanaście minut.

- Wielu ludzi zmarło u nas przedwcześnie przez kłopoty z sercem, bo pomoc nadeszła za późno. Defibrylator stwarza szansę na to, aby uratować innych. To uzupełnienie umiejętności z kursów pierwszej pomocy, które wszyscy w straży przechodzimy - dodaje.

Jak to działa?
Defibrylacja dosłownie oznacza zakończenie migotania komór. Jest jedyną, a zarazem skuteczną metodą zwiększającą szanse przeżycia podczas określonych zaburzeń pracy serca. Wykonana w ciągu trzech minut od utraty przytomności pozwala na przeżycie w 75 proc. przypadków.

Defibrylatory AED (z ang. - Automated External Defibrillator) to niewielkie urządzenie, bardzo zaawansowane technologicznie, a zarazem proste w obsłudze nawet dla osób, które nie mają zawodowo nic wspólnego z medycyną. Po przyklejeniu elektrod do klatki piersiowej, urządzenie samo diagnozuje stan chorego i za pomocą komend głosowych instruuje jak należy postępować, by uratować czyjeś życie.

Pomysł umieszczania AED w miejscach ogólnodostępnych przywędrował do nas ze Stanów Zjednoczonych. Tam urządzenia te są w powszechnym wyposażeniu, jak sprzęt przeciwpożarowy.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska