Mieszkanka Jawiszowic dwa tygodnie temu zauważyła, że minionej nocy złodzieje zdemontowali większość jej siatki ogrodzeniowej. Zadzwoniła na policję. Telefonu na komisariacie w Brzeszczach przez kilkanaście minut nie odbierał nikt. W końcu udało jej się dodzwonić na numer alarmowy 997. Cała akcja trwała jednak blisko 30 minut. - W tym czasie bandyci mogli bez pośpiechu wynieść z domu połowę majątku - denerwuje się kobieta.
Wrócili po resztę łupu
Kobieta została okradziona także w kolejną noc. Złodzieje wrócili po resztę siatki, której nie zdążyli wynieść za pierwszym razem. W trzecią noc przyszli znowu, jednak zostali już spłoszeni. Po pierwszej kradzieży policjanci obiecali, że będą patrolować okolicę jej domu, jednak pojawili się dopiero po drugim rabunku.
W podobnej sytuacji jest mieszkanka Brzeszcz, która kilka tygodni temu także została okradziona. Kobieta twierdzi, że wezwała policję kilkanaście minut po tym, jak rabusie wyszli z budynku gospodarczego obok jej domu. - Widziałam jeszcze jakieś cienie obok tego budynku, ale stwierdziłam, że to niemożliwe, żeby ktoś się tu kręcił i zlekceważyłam to - mówi kobieta. - Dopiero po chwili zauważyłam światło wewnątrz, a przecież samo nie mogło się włączyć. Pobiegliśmy tam z mężem, ale nie było już nikogo. Zniknęły też sprzęty, kosiarka i piła.
Kobieta zaalarmowała policję. Okazało się jednak, że patrol jest na interwencji i nie może przyjechać natychmiast. Po półgodzinnym oczekiwaniu przyjechali funkcjonariusze z innej miejscowości. - Byli chyba z Kęt albo z Oświęcimia - mówi kobieta. - Pochodzili, popatrzyli, zanotowali coś i kazali nam przyjechać następnego dnia do komisariatu w Brzeszczach - dodaje. Ostatecznie małżeństwo nie złożyło zawiadomienia na policji. - Tu ciągle kogoś okradają, a ja nie chcę kłopotów - mówi. - Ja doniosę na nich, to przyjdą wściekli i mi dom podpalą - dodaje ciągle wystraszona 45-latka.
Strach zostaje na dłużej
Obie okradzione kobiety ciągle żyją w strachu. Nie chcą podawać swoich danych osobowych. Boją się, że złodzieje tym bardziej będą szukali zemsty i pójdą krok dalej i zrobią krzywdę domownikom. Mieszkają na uboczu, daleko od innych domów.
- Ukradzione przedmioty to tylko rzeczy, można kupić nowe. Najgorsze jest to, że do tej pory byłam przekonana, że jeśli będę potrzebowała pomocy, to zadzwonię na policję i zjawią się w kilka minut. Niestety, teraz wiem, że skazana jestem na siebie i ewentualnie czujne oko sąsiadów, którzy w razie czego ruszą mi na ratunek - mówi kobieta z Jawiszowic.
Sprawdzamy, jak to jest
Nasi dziennikarze postanowili sprawdzić, jak pracują policjanci na nocnych dyżurach i gdzie chociaż jeden z nich czuwa przy telefonie.
W nocy z poniedziałku na wtorek o godz. 1 zadzwoniliśmy do ośmiu jednostek policji w naszym regionie. Były to komendy i komisariaty w Oświęcimiu, Wadowicach, Andrychowie, Brzeszczach, Kalwarii Zebrzydowskiej, Chełmku, Zatorze i Kętach. Aby policjanci nie przekazali kolegom po fachu z innych jednostek szczegółów naszej prowokacji, nie zdradzaliśmy rozmówcom celu, w jakim dzwonimy. Pytaliśmy dyżurnych o wymyślony wypadek, który rzekomo miał się właśnie wydarzyć na terenie konkretnego miasta. Oczywiście żadna jednostka nie potwierdziła informacji o wypadku i na tym rozmowa się kończyła. Było jednak wiadomo, gdzie dyżuruje funkcjonariusz, a gdzie nie ma nikogo.
Pierwsze połączenie wykonaliśmy o godz. 1.12 do komendy w Oświęcimiu. Po dwóch sygnałach dyżurny odebrał telefon. Kolejne połączenie wykonaliśmy o godz. 1.13 do wadowickiego komisariatu. Dyżurny odebrał po pierwszym sygnale.
Identyczne sytuacje były podczas połączenia z jednostkami w Brzeszczach (o godz. 1.16), Kętach (o godz. 1.17), Andrychowie (o godz. 1.19) i Kalwarii Zebrzydowskiej (o godz. 1.18). W komisariatach w Zatorze i Chełmku nie zastaliśmy nikogo przy telefonie.
A tu dyżurnego nie ma!
Do Chełmka dzwoniliśmy cztery razy o godz.: 1.15, 1.20, 1.24 i 1.54. Nikt nie odebrał telefonu.
Do Zatora telefonowaliśmy o godz.: 1.19, 1.23, 1.28 i 1.55. Po siedmiu sygnałach, za każdym razem włączała się automatyczna sekretarka.
Zapytaliśmy rzecznika oświęcimskiej policji o wyjaśnienie tej sprawy i wytłumaczenie, dlaczego nikt w tych komisariatch nie odebrał nocnego telefonu. - W tych dwóch komisariatach policji nie ma służby dyżurnej, w związku z tym w godzinach nocnych policjanci pełnią służbę na terenie gminy, w zwiąku z tym nie mają możliwości obsługi telefonu stacjonarnego - mówi Małgorzata Jurecka, rzecznik oświęcimskiej policji.
Działa 112 lub 997
- Całą dobę mieszkańcy w pilnych przypadkach muszą dzwonić na numer 997 lub 112. Wtedy informacja dociera do oficera komendy powiatowej, a stamtąd natychmiast przekazują ją patrolowi, który znajduje na terenie Chełmka czy Zatora - wyjaśnia i dodaje, że w ten sposób patrol szybciej dociera z pomocą do mieszkańców.
Dodzwonienie się na alarmowy numer trwa nieraz kilka minut. Kilka kolejnych to połączenie z dyżurnym. Kilkanaście następnych to przekazanie informacji patrolowi, który w kilka minut może zjawić się na miejscu. O ile nie jest akurat na innej interwencji.
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!