- Kupiłem u nich malutki dywanik za 200 zł, na metce jest informacja, że to stuprocentowa wełna, tak samo napisali na rachunku - mówi pan Tadeusz, który wczoraj odwiedził firmę znajdującą się w Rynku.
Dopiero po wyjściu ze sklepu przyjrzał się uważnie etykietce. Wydrukowana przez producenta informacja o rodzaju materiału została zamazana markerem. Odczytał jednak, że to tzw. heat-set, czyli materiał syntetyczny. Na oryginalnej etykiecie był za to nabity niezgrabnie stempel jakości produktu, który miał świadczyć, że to czysta wełna.
Pan Tadeusz powiadomił o swoich spostrzeżeniach "Gazetę Krakowską". Nasi reporterzy sprawdzili, czy również inne dywany w sklepie są w ten sposób metkowane. Okazało się, że przypadek pana Tadeusza nie jest odosobniony. Na etykietach jest nazwa importera, to firma Dywanopol z Kamieńca Ząbkowickiego. W jej siedzibie powiedziano nam, że w swojej ofercie w ogóle nie mają produktów z czystej wełny, a jedynie syntetyczne i półsyntetyczne.
Krzysztof Orłowski, właściciel hurtowni dywanów w Rynku, nie potrafił racjonalnie wyjaśnić, jak to się stało, że informacje na metkach są fałszywe.
- Ja to kupuję od pośredników, a metek nie zmieniam - zarzeka się Orłowski. - Biorę dywany z Giżycka, może tam było coś nie tak - rozgląda się nerwowo po sklepie.
Ulotka głosi też, że dywany z jego hurtowni to prawdziwa okazja, bo "syndyk masy upadłościowej obniżył ceny". Jaki syndyk, której upadłej firmy? Tego nie wie.
- Ee... nie pamiętam, jakaś taka nazwa, nie chcę strzelać. Zresztą ta partia od syndyka już zeszła - plącze się właściciel hurtowni.
W jego sklepie ceny dywanów, które miały być wełniane, kształtują się na poziomie od 500 do ponad 800 zł. Jak na ten rodzaj materiału, to okazja. Biorąc jednak pod uwagę, że to tworzywa sztuczne a nie wełna, to promocją już nazwać takich cen nie można. Porównaliśmy kwoty w innych sądeckich sklepach. Tego typu dywany syntetyczne, można kupić już za około 300 złotych.
Razem z klientem hurtowni, panem Tadeuszem i kupionym przez niego dywanem wybraliśmy się do Inspekcji Handlowej w Nowym Sączu. Kierownik zespołu kontroli Dariusz Dominik, był zaskoczony. Przyznał, że jakakolwiek ingerencja w informacje zawarte na oryginalnych metkach jest niedopuszczalna.
- Z pewnością przeprowadzimy na miejscu kontrolę - mówi Dariusz Dominik. - Jeśli okaże się, że metki były fabrykowane, wówczas należy to traktować jako oszustwo i sprawę skierujemy do prokuratury - zaznacza stanowczo.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+