https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Pieninach zapominają o wojnie

Józef Słowik
Mali Gruzini spędzą w Krościenku dwa tygodnie. Przygotowano dla nich mnóstwo atrakcji
Mali Gruzini spędzą w Krościenku dwa tygodnie. Przygotowano dla nich mnóstwo atrakcji Józef Słowik
50 dzieci z Gruzji od soboty gości w Krościenku nad Dunajcem. 27 chłopców i 23 dziewczynki wśród pięknych pienińskich krajobrazów spróbują zapomnieć o okropnościach wojny. W polskich górach spędzą dwa tygodnie.

Dzieci, które przyjechały w Pieniny, to uchodźcy wojenni. Wraz z rodzicami uciekały z terenów zaciętych walk, w tym z Cchinwali i Gori - miast prawie zupełnie zniszczonych. Niektóre straciły podczas wojny kogoś z bliskich, inne widziały, jak giną sąsiedzi i znajomi. Jeden z uchodźców, 8-letni chłopczyk, widział jak wybuchająca bomba zabija jego rodziców. Do dziś nie dosłyszy. Chociaż dostał od Polaków aparat słuchowy, wciąż trudno nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.
W Polsce jest fajnie, tylko ta cisza jakaś dziwna. Aż uszy od niej bolą - mówi Georg

- Całkowicie zamknął się w sobie. Nie ma ochoty na zabawy z rówieśnikami. Od przyjazdu do Polski nie zamienił z nikim ani słowa - mówi Irine Szukaszwili, tłumaczka, która towarzyszy dzieciom.
Każde dziecko inaczej radzi sobie ze wspomnieniami, jednak większość, spragniona beztroski, wraca do normalnego życia. Małych Gruzinów spotykamy, gdy grają w piłkę na boisku miejscowego klubu.

11-letni Nadari z Gori właśnie obronił kolejny strzał na bramkę.

Gdy koledzy atakują bramkę przeciwnika, on postanawia z nami chwilę pogadać. Po rosyjsku - więc niemal szepcze. Inne dzieci nie lubią, gdy mówi w tym języku. Zresztą i on nie ukrywa, co myśli o rosyjskich żołnierzach. - Nienawidzę ich. Mają ogromne czołgi i dużo broni - mówi mały Gruzin. - Ale my mamy zapał do walki i wygonimy ich z naszej ziemi. Jak dorosnę, chwycę za karabin i będę z nimi walczył.

Nadari dodaje, że nie zapomni nigdy krzywd, jakie rosyjscy żołnierze wyrządzili jego rodzinie. - Musieliśmy zostawić nasz dom. Kto pozbiera winogrona w naszej winnicy, jeżeli nie będziemy mogli tam wrócić? - zastanawia się.
Mali Gruzini zapewniają, że w polskich górach im się podoba. Tylko ta cisza jakaś dziwna. - Aż uszy od niej bolą - mówi 13-letni Georg. - U nas cały czas było słychać wystrzały i huk bomb. Na ulicach warkot czołgów i wozów pancernych, i te krzyki uciekających, przestraszonych ludzi - wspomina.

Irine Szukaszwili podkreśla, że teraz najważniejsze jest złagodzenie traumy, którą wojenne przeżycia spowodowały u dzieci. Na zajęciach z psychologami chłopcy na kartkach malują gruzińską flagę, a siebie i kolegów z kałasznikowami w rękach. - W Gruzji, jako uchodźcy, zakwaterowani byli w szkołach i przedszkolach w Tbilisi - mówi Irine. - Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy w szkole mieszka nawet ponad tysiąc osób.

Irine martwi się, co się stanie z dziećmi po powrocie do kraju. - Nauka u nas zaczyna się 1 października, ale nie wiem, czy w tym roku uda się dotrzymać tego terminu. Przecież w większości szkół mieszkają uchodźcy.

W Pieninach dzieci czekają liczne atrakcje: m.in. górskie wycieczki, spływ Dunajcem, zwiedzanie zamku w Niedzicy i Czorsztynie. W Nowym Targu wezmą udział w obchodach Dnia Gruzińskiego.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska