Zamieszanie z zajęciami dodatkowymi to efekt nowych przepisów, które weszły w życie w lipcu br. Zakładały one, że od września za każą godzinę pobytu dziecka w przedszkolu (powyżej pięciu godzin bezpłatnych) rodzic płaci tylko złotówkę (kiedyś w Krakowie było to 2,5 zł). Problem w tym, że poza opłatami za posiłki przedszkola nie mogą pobierać od rodziców żadnych pieniędzy, w tym funduszy za zajęcia dodatkowe.
Przez moment wydawało się, że wyjściem z sytuacji może być podpisywanie umów z firmami organizującymi np. angielski przez samych rodziców, i to oni mieliby uiszczać rachunki. Przedszkola ograniczyłyby się tylko do wynajęcia sal. Pomysł szybko okazał się niemożliwy do zrealizowania, bo MEN postawiło dodatkowy warunek - zajęcia dodatkowe mogą odbywać się jedynie po zakończeniu pracy przedszkola. Chyba że zapłaci za nie gmina. Kraków płacić nie zamierza, więc w praktyce lekcje mogłyby odbywać się dopiero po godz. 17.
- Proszę spytać dzieci i każdego rodzica czy po godz. 17 ma jeszcze czas i ochotę na dodatkowe obowiązki? - napisała do naszej gazety mama jednego z przedszkolaków. Wzburzonych rodziców było więcej.
- Jeżeli dziecko jest w przedszkolu do późnego popołudnia, a potem na zajęciach dodatkowych, to kiedy rodzic ma z nim spędzić czas? - pyta inna mama. W związku z kontrowersjami Tadeusz Matusz, wiceprezydent Krakowa ds. edukacji, wydał oświadczenie, w którym napisał, że w jego ocenie wynajmowanie sal przez przedszkola w godzinach pracy jest zgodne z prawem. Decyzję zostawił dyrektorom placówek. Ci boją się wychylać, bo nie wiedzą, czy interpretacja przepisów przez wiceprezydenta jest właściwa.
- Docierają do nas sprzeczne informacje. Nie do końca wierzymy w słowa Tadeusza Matusza. Jeżeli okaże się, że nie ma racji, dyscyplinarne zwolnienie dostanę ja, a nie wiceprezydent - nie kryje Jolanta Trzmiel, dyr. Przedszkola nr 13 przy ul. Budryka. Inna dyrektorka prosi o anonimowość i dodaje, że czeka na decyzje odważniejszych koleżanek.
- Jeżeli ktoś zacznie organizować zajęcia dodatkowe, wynajmie sale w godzinach pracy i nie będzie miał z tego powodu problemów, pójdziemy za przykładem. Sami boimy się wychodzić przed szereg - przyznaje. Dodaje, że rodzice są bardzo zdenerwowani całą sytuacją.
- W naszym przedszkolu wisi kartka, że zajęcia zostały zawieszone do odwołania - mówi Marta Król, mama 5-letniej Paulinki, która uczęszcza do Przedszkola nr 58 przy ul. Skośnej. Tłumaczy, że na własną rękę zapisała córkę na dodatkowe lekcje. Problem w tym, że są bardzo drogie. Na dodatek dowożenie dziecka to dodatkowy kłopot. Kiedyś odbierała dziecko około 14 i miała dla niego czas.
- Teraz jedziemy do domu na obiad, a potem np. na zajęcia z plastyki. Czekam na córkę pod salą, bo nie opłaca mi się wracać - tłumaczy. Zgodnie z założeniami zmiana przepisów miała ułatwić organizację zajęć dodatkowych i pomóc niezamożnym rodzicom. Wyszło odwrotnie.
- W praktyce przedszkole za złotówkę okazało się mitem. Płacę więcej niż rok temu, dla dziecka mam mam mniej czasu, bo muszę je wozić na dodatkowe zajęcia, które wcześniej miało w przedszkolu - ubolewa Król.
W Przedszkolu nr 5 przy ul. Zachodniej planowane jest spotkanie w sprawie zajęć, które na razie zostały zawieszone. Jak mówi Katarzyna Parka, dyrektorka, wszyscy chcą, aby angielski i rytmika odbywały się po godzinach zadeklarowanego pobytu dzieci w przedszkolu, a nie po godzinach pracy placówki.
Spotkanie w sprawie nowych przepisów w oświacie odbyli wczoraj krakowscy radni Platform Obywatelskiej i wiceprezydent Matusz. Jak zdradził nam Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta Krakowa , wypracowano pewien pomysł, który być może rozwiąże problem zajęć. Szczegóły mają być znane w poniedziałek.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+