MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W rozmowie trzeba umieć powiedzieć 'dość'

Zbigniew Bauer
archiwum
Dopóki Maciej Stuhr nie wystąpił u Kuby Wojewódzkiego w towarzystwie Magdaleny Cieleckiej, słuchałem go z zainteresowaniem: mówił rozsądnie, nie dawał się sprowokować nawet Monice Olejnik i nawet nie obeszło mnie, że ma luki w wiedzy historycznej. Przyznał, że z jednej strony śmieszą go, z drugiej przestraszają, a z trzeciej brzydzą ataki, jakie przypuścił na niego "prawdziwie" polski internet.

Reżyser "Pokłosia", który rzekomo sprytnie się gdzieś zadekował, w emocjonalnym liście do gospodyni "Kropki nad i" stwierdził, że się nie dekował, tylko zwyczajnie nie chce mu się gadać z telewizjami, bo on robi filmy, i to co ma do powiedzenia w kwestii relacji polsko-żydowskich, polskiego charakteru narodowego, antysemityzmu i polskiego o Polakach wyobrażenia, zostało zawarte w obrazach. Radził też swojemu "młodemu przyjacielowi", czyli Stuhrowi, by nie odpalał komputera i przestał czytać, co wypisują w Sieci jej użytkownicy.

Rozumiem rozgoryczenie aktora, któremu dotąd wiele wychodziło i równie wiele uchodziło na sucho. Rozumiem, choć Maciej Stuhr ma swoje lata i nie może nie wiedzieć, że internet stał się wygodną maszyną do gnojenia przeciwników, którzy nigdy nie dowiedzą się, kto, a zwłaszcza dlaczego, ich gnoi.

Stuhr wszedł jednak na minę, bo polska Sieć to także miejsce, gdzie można spokojnie oddawać się rozkoszy uprawiania antysemityzmu, rasizmu, nienawiści do władzy, sąsiadów. Słowem do wszystkiego. Zapewne dzięki "syndromowi Stuhra" udało się sporo powiedzieć prawdy o nas samych, nawet jeśli nie są odkrywcze.

"Pokłosie" to film, który z założenia miał boleć i jeśli zabolał do tego stopnia, że wywołał furię, to dobrze. Sądzę, że zarówno Pasikowski, jak i Stuhr, wiedzieli, w co się pakują. Stało się to, co musiało się stać.

Dawno już przestałem być idealistą i wierzyć w "kolektywną inteligencję", która miała się realizować za pośrednictwem sprzężonych w globalną sieć komputerów. Nie wierzę też, by kiedykolwiek "kolektywną inteligencję" udało się odsączyć od chamstwa, co dobrych parę miesięcy temu postulował Jacek Żakowski i by zbiorowa mądrość posłużyła do mądrej debaty o poważnych sprawach. Na internetowych forach rządzi reguła, że im dłużej trwa dyskusja , tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś kogoś nazwie żydem, ubekiem, komuchem, pedałem itd.

Ale nawet w poważnej debacie nadchodzi moment, że zamienia się ona w paplaninę. I, co zauważam ze smutkiem, takim momentem był występ Macieja Stuhra w programie Wojewódzkiego. Po prostu trzeba wiedzieć, kiedy przestać: mówić, udzielać się w mediach. Bo za tą cienką granicą nie chodzi już o mądrą rozmowę, ale o zwyczajne "gwiazdorzenie", uprawianie "celebryctwa", ono do żadnych rozsądnych myśli prowadzić nie może.

Co prawda Maciej Stuhr zapowiadał, że postanowił na jakiś czas zniknąć, jednak natura wilka do lasu pociągnęła. I to mądre i ważne, wszystko, co się dotąd powiedziało, zniknęło pod grubą warstwą telewizyjnego pudru. A polski internet, który potrafi nienawidzić, zajmie się za jakiś czas kimś innym.

Tym felietonem autor żegna się z Czytelnikami "Gazety Krakowskiej".

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska