https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Słupcu po powodzi niektórzy mieszkali nawet w autach

Łukasz Jaje
Barbara i Stanisław Górakowie odbudowali się m.in. dzięki zaangażowaniu firmy Krzysztofa Chrabąszcza z Maniowa. Budowlańcy pracowali dla nich za mniejsze pieniądze
Barbara i Stanisław Górakowie odbudowali się m.in. dzięki zaangażowaniu firmy Krzysztofa Chrabąszcza z Maniowa. Budowlańcy pracowali dla nich za mniejsze pieniądze fot. Łukasz Jaje
W Słupcu zamiast kontenerów stoją nowe domy. Ludziom brakuje pieniędzy na ich wykończenie. Po trzech latach powodzianie podnieśli się z kolan, ale wciąż drżą, gdy patrzą w zachmurzone niebo.

Siła żywiołu była straszliwa i zabrała dobytek wielu mieszkańców wsi położonej w gminie Szczucin. Dziś w kontenerach nikt już tam nie mieszka. Tymczasowe schronienie zastąpiły wybudowane od podstaw domy. Teraz ludzie próbują wykończyć wnętrza a koszmar z 2010 roku zepchnąć do odległych wspomnień.

Powódź, która łączyła wielu ludzi
W maju i czerwcu 2010 r. uwaga całego kraju były zwrócone ku gminie Szczucin i zalewającej ją Wiśle. Jednak Słupiec był na ustach wszystkich nie tylko ze względu na dramatyczną walkę na wałach. Tutaj działy się szokujące wydarzenia.

Czteroosobowa rodzina zamieszkała w środku lasu w czerwonym fiacie cinquecento. Towarzyszami gehenny było im bydło. W Słupcu ciągle wspomina się też więźnia, który zginął kilkadziesiąt metrów od wspomnianego lasu. Krakowianina odsiadującego wyrok w więzieniu w Tarnowie-Mościcach śmiertelnie poraził prąd podczas usuwania skutków powodzi.

Poszkodowanym pomagali nie tylko skazańcy, ale i bezdomni, podopieczni Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej z Warszawy.
- Jesteśmy im bardzo za to wdzięczni. Z jednym z bezdomnych nadal utrzymujemy kontakt. Tak jak z Adrianą Porowską, która ich do nas przywiozła. Cud kobieta. Z naszego nieszczęścia wynikły też dobre sprawy - opowiada Barbara Górak.

Nieszczęście powodzian odmieniło życie bezdomnego.
- Pan poznał kobietę pochodzącą ze Słupca. Mieszkają w Mielcu. Żyją razem i są bardzo szczęśliwi ze sobą - dodaje pani Barbara. Kobieta wspomina, że ostatni kontener zniknął ze wsi ponieważ jego mieszkaniec zmarł zanim zdążył się odbudować.

Są tutaj też takie rodziny, które rozpadły się. Trud włożony w walkę z wielką wodą nie scementował uczucia.
- Jedno mieszka w nowym domu, drugie w zniszczonym. Cóż, widocznie byli ulepieni z innej gliny - wzdycha klient miejscowego sklepu.

Z zewnątrz schludnie, wewnątrz puste ściany
U Góraków problemów nie brakuje, ale więzi rodzinne są silne. Pod jednym dachem z panią Barbarą i panem Stanisławem żyją jeszcze czterej synowie. - Nie chcę myśleć, jak poradziliby sobie ludzie np. z Warszawy, gdyby znaleźli się w naszej sytuacji.

Nie wierzę, żeby przeżyli w takich warunków - odpowiada jeden z młodych Góraków.
Na wspomnienie o starym domu i jego rozbiórce nawet dziś w oczach Barbary Górak pojawiają się łzy. Nic dziwnego, ponieważ budynek stał od 1904 roku.

- Wiele osób tutaj mieszkało. Szkoda gadać... - urywa. Najważniejszy jest jednak dach nad głową. Wcześniej przez kilka tygodni żyli pod stajnią w budynku gospodarczym. Tam spędzili pierwsze święta po powodzi. W towarzystwie zwierząt.

- Warunki były fatalne, ale trzeba było żyć. Łazienkę mieliśmy zrobioną w oborze. Rozebraliśmy chlew i tam kąpaliśmy się. Nie zliczymy nieprzespanych nocy. Tak, jak chyba wszyscy - wspominają. Tragiczny dzień, gdy woda zalała ich dobytek pamiętają doskonale. Mieszkanie w kontenerze również. -Trwoga.

Przy przymrozkach zamarzała herbata - opowiadają. Obecnie takich problemów już nie ma. Żyjąca z rolnictwa i z pomocy społecznej rodzina mieszka w nowym domu. Z zewnątrz prezentuje się okazale. We wnętrznach jest jednak wiele do zrobienia.

- Cała góra do wykończenia. Ściany gołe, pokoje puste. Jest co robić - podkreśla Stanisław Górak.
Po sąsiedzku też nie brakowało powodów do troski.

- Radość po powrocie na swoje była duża, lecz jest na co pracować. Brakuje drzwi, podłóg. Pomimo tego zawsze powtarzam, że nie ma jak we własnym domu, choćby ciasnym, ale własnym - zaznacza Zofia Chudy. Staruszka zimę 2010 roku spędziła wraz córką i wnuczętami w ośrodku zdrowia, gdzie gmina przygotowała im tymczasowe lokum.

- Weszliśmy do gołych ścian. Przez miesiąc nie mieliśmy prądu. Brakowało gorącej wody. Jakoś człowiek musiał przetrwać - stwierdza Zofia Chudy.

Wcześniej był kontener, czyli spartańskie warunki.
- Ciasno, wkradała się woda, brakowało ocieplenia. Musieliśmy się na zimę przeprowadzić. Mąż cały czas tutaj mieszkał w przybudówce. Pilnował dobytku. W małym pomieszczeniu miał piec, wannę, wersalkę. Ciężkie życie, ale co zrobić - wzdycha Zofia Chudy. Małżonkowie w tym roku świętują 50-lecie małżeństwa. Przeżyli wiele, dla nich powódź z 2010 r. to nie nowość, lecz koszmarny powrót do przeszłości.

- W 1960 roku Słupiec nawiedziła tak samo duża woda. Miałem wtedy 18 lat, mieszkałem sam. Zanim z wałów przyjechałem rowerem do domu, to już wszystko pochłonęła powódź. Wojsko namioty nam postawiło - opowiada Jan Chudy.

Nigdy nie będziemy do końca bezpieczni
Dramatyczne doświadczenia mieszkańców Słupca pozostawiły po sobie trwały ślad.
- Oby nie doszło do powtórki. Niesamowite przeżycie, strata zdrowia - podkreślają Chudowie.

Odbudowę zaczęli w maju 2011 roku. Kilka miesięcy później dom już stał. Aczkolwiek komplikacji nie brakowało. - Urzędnicy z Dąbrowy twierdzili, że stary budynek nadaje się do remontu. Przyjechała komisja z Krakowa i złapała się za głowy. Powiedzieli, że nie wolno nam tu żyć. Święta w ośrodku zdrowia były smutne. Na szczęście najgorsze już za nami - oddycha z ulgą pani Zofia.

O konsekwencjach życia w ciągłym strachu najwięcej mogą jednak powiedzieć Górakowie.
- Całą sytuacją najgorzej odczuł najmłodszy syn. Zachorował na silną nerwicę. Leczę go, idzie na to masa pieniędzy - rozkłada ręce Barbara Górak.

- Sama mam guzy na kręgosłupie. Póki co na razie nigdzie nie idę, chociaż lekarz wysyłał mnie na operację. Syn ważniejszy - dopowiada. Rodzina nie wierzy, że Wisła znów tak wyleje jak trzy lata temu. Jednak w Słupcu głowy nikt nie da sobie za to uciąć.

- Po takim zdarzeniu nie można się czuć bezpiecznie. Strach pozostanie na zawsze. Woda to jest woda. Znajdzie sobie jakieś korytko i różnie może się zdarzyć - zaznacza Barbara Górak.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

b
bieda
niech sie wezmą za robotę
b
bo jakoś niedoczytałem
a byłaby to ważna informacja

Wybrane dla Ciebie

Aula i Sala Bobrzyńskiego w Collegium Maius UJ do remontu. Konserwatorzy poszukiwani

Aula i Sala Bobrzyńskiego w Collegium Maius UJ do remontu. Konserwatorzy poszukiwani

Kraków świętuje 35 lat samorządu. "Mieszkańcy czują się współgospodarzami miasta"

Kraków świętuje 35 lat samorządu. "Mieszkańcy czują się współgospodarzami miasta"

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska