Tarnowskie korzenie zwycięzcy "Milionerów"
Chyba w żadnym innym mieście odcinki „Milionerów” z udziałem Tomka nie budziły tak wielkich emocji, jak w Tarnowie. Tutaj mieszkają jego rodzice i brat, kuzynostwo, a także wielu znajomych z czasów szkolnych – ze Szkoły Podstawowej nr 9, Gimnazjum nr 2 oraz z I Liceum Ogólnokształcącego, do których uczęszczał jako dziecko i nastolatek. Studiował weterynarię w Warszawie i tam wprawdzie obecnie mieszka, ale do rodzinnego miasta często wraca. Mało tego. Uważa je za jedno z najpiękniejszych w Polsce, które jednak nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału.
- Od dziecka interesowałem się wszystkim, co się wokół dzieje. Zadawałem mnóstwo pytań, czytałem, również encyklopedie, rozwiązywałem krzyżówki. Uczyłem się nieźle. Od „podstawówki” do liceum miałem świadectwa z czerwonym paskiem. Praktycznie nie było przedmiotu, którego bym nie lubił – przyznaje Tomasz Boruch.
Choć odcinki „Milionerów” z jego udziałem, które były prezentowane na antenie TVN we wtorek i środę po Wielkanocy były nagrywane początkiem roku, prawie trzy miesiące trzymał język za zębami, bo - zgodnie z umową ze stacją – nie mógł przyznać się znajomym, jak mu poszło.
- Nawet jakoś specjalnie nie rozgłaszałem tego, że będę w „Milionerach”, żeby mnie nie wypytywali o to. Do czasu emisji programu był względny spokój, ale jak tylko okazało się, że zostałem zwycięzcą ruszyła prawdziwa lawina gratulacji. Było tego tak dużo, że nie byłem w stanie wszystkim od razu odpisać – opowiada.
Zachował spokój i trzeźwy ogląd na sytuację
Było to jego drugie podejście do „Milionerów”. Pierwszy raz przed szansą występu w programie Tomek stanął w czerwcu ubiegłego roku. Znalazł się w gronie sześciu osób, które rywalizowały o przepustkę do ostatecznej rozgrywki w poprzedzającym ją etapie: „Kto pierwszy, ten lepszy”. Najszybciej poradziła sobie z tym zadaniem wówczas jednak inna uczestniczka, a ponieważ odpowiadała do końca programu, drugiej szansy wówczas już nie dostał.
Zgłosił się jednak ponownie. Mając w pamięci wcześniejszą sytuację, tym razem pojechał na nagranie na luzie przekonany, że i tym razem pewnie mu się nie uda. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Nie dość, że spełnił swoje marzenie i usiadł na fotelu obok Huberta Urbańskiego, to jeszcze przeszedł jak burza przez zestaw pytań, które zostały wylosowane do programu z jego udziałem.
- Były łatwiejsze i trudniejsze, ale w zasadzie na każde udawało mi się od początku wskazać poprawną odpowiedź i z tego jestem przede wszystkim dumny. Że pomimo tego całego stresu, który towarzyszył udziałowi w programie i świadomości, że oglądają go miliony, udało mi się zachować w miarę trzeźwy ogląd na sytuację. Nie znałem odpowiedzi na niektóre z nich, ale zadziałała siła dedukcji i logicznego myślenia – przyznaje Tomasz Boruch.
Tak było z najtrudniejszym – dla niego pytaniem – za 75 tysięcy złotych. Brzmiało ono: Kto do ekranizacji powieści Józefa Hena „Toast” napisał słowa i skomponował muzykę piosenki „Nim wstanie dzień”? Do wyboru były odpowiedzi: A. Agnieszka Osiecka, B. Krzysztof Komeda, C. Osiecka i Komeda, D. Przybora i Wasowski. Wskazał poprawnie na odpowiedź C, korzystając dla pewności z pierwszego koła ratunkowego „pół na pół”.
W pytaniu za milion posiłkował się natomiast podpowiedzią publiczności, ale tylko po to, aby upewnić się w tym, że wybrał dobrą odpowiedź na pytanie: W jakiej cieśninie znajdują się wyspy zwane wczorajszą i jutrzejszą, które dzieli niespełna cztery kilometry, ale aż 21 godzin różnicy czasu? Od razu wykluczył cieśniny Bosfor i Magellana, wskazując na Beringa. Niemniej jednak nie był tego na 100 procent pewien, bo nie mógł przypomnieć sobie, gdzie leży Cieśnina Kaletańska.
- Wtedy emocje jeden jedyny raz wzięły górę i dostałem chwilowego przyćmienia. Nie skojarzyłem wówczas, że jest to spolszczona nazwa francuskiego miasta Calais – przyznaje Tomasz Boruch.
Podzieli się wygraną ze... zwierzakami
Wygrany milion a tak naprawdę 900 tysięcy złotych (po odliczeniu 10 proc. podatku) zamierza przeznaczyć na spłatę kredytu zaciągniętego na zakup mieszkania w Warszawie. Choć w wyuczonym zawodzie weterynarza już nie pracuje, to zwierzęta wciąż bardzo kocha. Dlatego część wygranej planuje przekazać na jedno ze schronisk lub na ich leczenie. Sam przygarnął kota rudzielca, którego nazwał „Pixel”.
Na razie nie zamierza brać udziału w innym teleturnieju, ale definitywnie nie wyklucza tego.
Bądź na bieżąco i obserwuj
- Tak wyglądał Tarnów w czasach naszego dzieciństwa. Sentymentalny powrót w lata 90-te
- Świąteczne balowanie w Alfie było wyśmienite. Tłumy imprezowiczów na parkiecie!
- To już nie ruiny, a prawdziwa zamkowa wieża. Region zyskał piękną atrakcję
- CenterMed świętował swoje urodziny w Centrum Sztuki Mościce na rockowo
- Miasto ma pomysł na wykorzystanie ruin przy Wielkich Schodach. To miejsce wstydu!
