Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka Wisła Kraków sprzed dekady. Europa drżała [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Bartosz Karcz
Krakowskiej Wiśle w sezonie 2002/03 kibicowała cała Polska.
Krakowskiej Wiśle w sezonie 2002/03 kibicowała cała Polska. Jacek Kozioł
Mija 10 lat od czasu gdy "Biała Gwiazda" ery Cupiała święciła swoje największe sukcesy. W lidze nie miała sobie równych a piłkarska Europa drżała przed ekipą Henryka Kasperczaka. Zapraszamy na niezwykłą podróż w czasie okraszoną archiwalnymi zdjęciami.

Dziesięć lat temu, dokładnie 20 lutego i 5 marca 2003 roku Wisła rozgrywała w Pucharze UEFA mecze, którymi żył nie tylko Kraków, ale cała piłkarska Polska. Oglądalnością transmisji spotkań z Lazio Rzym mogły rywalizować wtedy jedynie zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich, w których znakomicie startował Adam Małysz. To był wspaniały sezon dla Wisły. Najlepszy w całej jej historii.

Ten zespół był budowany kilka sezonów. Prawdziwy przełom nastąpił wiosną 2002 roku, kiedy Wisła sięgnęła po Henryka Kasperczaka. Zatrudnienie szkoleniowca z takim życiorysem, było wydarzeniem w polskiej piłce. Kasperczak swoje pierwsze sukcesy odnosił we Francji, a później z powodzeniem pracował w Afryce.

Początki wcale do łatwych nie należały. Wisła przegrała wiosną 2002 roku walkę o tytuł mistrza Polski z Legią. Na otarcie łez zdobyła Puchar Polski.

Dzisiaj Kasperczak wspomina: - Udało nam się zgromadzić w tej drużynie zawodników o dużych umiejętnościach i wydobyć z nich to co najlepsze. Ten proces trwał kilka miesięcy, bo jak przychodziłem do Wisły, to np. na prawej obronie grał Kamil Kuzera. Ja postawiłem na Marcina Baszczyńskiego, bo uznałem, że ma większe możliwości. Oparliśmy grę ofensywną na Kamilu Kosowskim i na Kalu Uche. Ustawiłem Mirka Szymkowiaka na pozycji, na której czuł się najlepiej. W ataku mieliśmy Maćka Żurawskiego i Tomka Frankowskiego, a gdy ten drugi doznał kontuzji, sprowadziliśmy Marcina Kuźbę.

Piłkarze szybko pojęli, o co chodzi trenerowi, bo ten nie narzucał im przesadnych rygorów taktycznych na boisku. Kamil Kosowski mówi np.: - Czasami w jednym miejscu i czasie spotka się grupa ludzi, która nadaje na tych samych falach. Grupa utalentowana piłkarsko. Jak doda się do tego jeszcze trenera, który pomaga, to rodzi się wynik.
Maciej Żurawski dodaje: - Dopasowaliśmy się z trenerem. On miał swoją wizję, która była jednak zbieżna z naszą filozofią futbolu. Pozwalał nam często improwizować, szczególnie w ataku.

Zmianę można było zaobserwować również w okresie przygotowawczym, poprzedzającym start sezonu 2002/2003. Kasperczak zabrał zespół do Francji, gdzie drużyna grała z najlepszymi zespołami nad Sekwaną. Te mecze pokazywały wiślakom, że potrafią jak równy z równym rywalizować z drużynami z lepszych lig. Procentowało również doświadczenie z poprzednich sezonów gdy Wisła grała z bardzo mocnymi drużynami, choćby takimi jak Inter Mediolan czy Barcelona.

- Piłkarz, żeby grał jak równy z równym z takimi przeciwnikami, musi mieć doświadczenie - mówi Szymkowiak. - My je zebraliśmy właśnie w tych wcześniejszych meczach, kiedy zbieraliśmy baty od utytułowanych przeciwników.

Wisła do sezonu 2002/2003 przystępowała w nieco zmodyfikowanym składzie. W okresie przygotowawczym straciła Tomasza Frankowskiego, który nabawił się poważnej kontuzji w sparingu z Olympique Lyon. Szybko zaradzono temu, sprowadzając Marcina Kuźbę. Przyszedł również nowy bramkarz, Angelo Hugues. Francuz już był u schyłku kariery, ale w Krakowie miał okazję przeżyć jeszcze wspaniałą przygodę. Nie był wielkim golkiperem, ale na polskie boiska wprowadził nową jakość w grze nogami.

">

Polską ligę wiślacy rozpoczęli ze zmiennym szczęściem. Za to w Pucharze UEFA pokonywali kolejne przeszkody, bez problemów eliminując Glentoran Belfast (2:0 i 4:0), a następnie Primorje Ajdovscina (2:0 i 6:1). Wyniki losowania kolejnego rywala wzbudziły w Krakowie dreszcz emocji. Na drodze "Białej Gwiazdy" stanąć miała bowiem włoska Parma. Ta sama, z którą wiślacy przegrali w 1998 roku.

">

Pierwszy mecz Wisła przegrała we Włoszech 1:2, czyli w takich rozmiarach jak cztery lata wcześniej. Przebieg tych dwóch spotkań był jednak różny. W 1998 roku był to najmniejszy wymiar kary. Cztery lata później Wisła grała już jak równy z równym. Nikła porażka i to ze strzelonym golem (zdobył go Żurawski) dawała nadzieje przed rewanżem.
A ten w Krakowie nie zaczął się dobrze. W 6 min gola dla Parmy strzelił Adriano. Kolejne kilkadziesiąt minut to były męczarnie. "Biała Gwiazda" próbowała odrabiać straty, ale nie szło jej bardzo długo. Dopiero w 71 min Kamil Kosowski uderzył z rzutu wolnego, piłka odbiła się od nierówności boiska i wpadła do siatki.

">

Na dziesięć minut przed końcem padł gol, który przyniósł dogrywkę. Strzelił go Maciej Żurawski, uderzając w drugie tempo. To był firmowy zwód "Żurawia". Strzelił w ten sposób dziesiątki bramek, a tego wieczoru jeszcze jedną, już w dogrywce na 3:1. Włochów dobił jeszcze Daniel Dubicki ustalając wynik spotkania na 4:1.

W następnej rundzie Wisła trafiła na Schalke 04 Gelsenkirchen. Niemcy już przed pierwszym meczem sprawiali wrażenie pewnych siebie. Tak samo było po remisie 1:1 w Krakowie. Po tym meczu wiadomo było, że Wisła musiała strzelić na Arena auf Schalke przynajmniej jednego gola. Zrobiła to w 40 min po znakomitej akcji, gdy Kamil Kosowski zagrał ze skrzydła do Macieja Żurawskiego, a ten strzałem z woleja pokonał Franka Rosta.

Po dwóch kolejnych minutach było 1:1, gdy wyrównał Polak, Tomasz Hajto. Wszystko miało rozstrzygnąć się w drugiej połowie.
Pierwszy cios po zmianie stron wyprowadziła Wisła. Do siatki trafił Kalu Uche i krakowianie jedną nogą byli w następnej rundzie. Niemcy jeszcze jednak przycisnęli. Kilka okazji zmarnował Victor Agali. Po kolejnej niewykorzystanej szansie tego piłkarza, komentujący dla TVP ten mecz Janusz Basałaj wykrzyczał do mikrofonu: - Dziękujemy ci Victorze Agali.
Później Basałaj mógł krzyczeć już tylko po golach Wisły, bo Schalke dobili "Żuraw" i "Kosa".

">

Blisko dwa tysiące kibiców Wisły na stadionie w Gelsenkirchen oraz ci, którzy oglądali ten mecz w telewizji mieli okazję do świętowania. Podobnie zresztą jak piłkarze, którzy zapamiętali nie tylko wynik tego spotkania, ale i lot powrotny do Krakowa.
- Atmosfera była wspaniała. W samolocie było jak na stadionie, robiliśmy nawet falę - wspomina dzisiaj Maciej Żurawski.
Sukces Wisły doceniła również UEFA, która wyróżniła krakowski klub tytułem drużyny miesiąca w Europie!
Kolejnym rywalem, już w 2003 roku, miało być Lazio Rzym. Wiślacy bardzo starannie przygotowywali się do tych spotkań. Byli na trzech zagranicznych zgrupowaniach.

20 lutego wiślacy wybiegli na murawę Stadio Olimpico. Mecz nie zaczął się dobrze dla krakowian, bo Włosi uzyskali prowadzenie w 22 min. W 39 min wyrównał Kalu Uche, ale jeszcze przed przerwą Mariusz Jop trafił do własnej bramki i po pierwszej połowie Lazio prowadziło 2:1.

">

Blisko pół godziny drugiej części to był jednak prawdziwy koncert gry Wisły. Strzeliła w tym okresie dwie bramki (dwa razy z rzutów karnych trafił Maciej Żurawski), a mogła spokojnie zdobyć dwie kolejne. Nie uczyniła tego, a w 71 min Lazio wyprowadziło kontrę, po której Enrico Chiesa, wyrównał.

Można zaryzykować tezę, że Wisła przegrała swoją szansę na awans już w Rzymie, gdzie śmiało mogła wygrać.
Mirosław Szymkowiak dzisiaj wspomina: - Wszyscy pamiętają wyniki meczów z Schalke i Lazio, ale one nie do końca oddają to, co działo się na boisku. W Gelsenkirchen wygraliśmy 4:1, ale gdyby Schalke prowadziło do przerwy trzema bramkami, to nie moglibyśmy narzekać. Dopiero później opanowaliśmy sytuację i przesądziliśmy o naszej wygranej. W Rzymie wynik był gorszy, ale był to nasz znacznie lepszy mecz. Nie przypominam sobie, żeby polski zespół stworzył sobie tyle sytuacji na boisku tak renomowanego przeciwnika.

Remis i tak jednak uznano za bardzo dobry wynik, w kontekście rewanżu pod Wawelem. Tylko, że nikt się nie spodziewał, że dojdą emocje nie do końca związane z futbolem.

Rewanż miał zostać rozegrany 27 lutego, ale już na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem mecz został odwołany, bo boisko na stadionie Wisły było mocno zmrożone. Do dzisiaj wiślacy utrzymują, że decyzja o odwołaniu tego spotkania była efektem zabiegów dyplomatycznych Włochów, którzy bali się "Białej Gwiazdy". Fakty są jednak również takie, że Wisła trochę sama sobie była winna. Kilka miesięcy wcześniej na stadionie wymieniono murawę. Już wtedy zastanawiano się czy nie założyć instalacji podgrzewającej. Zwyciężył wariant oszczędnościowy, co odbiło się czkawką w lutym 2003 roku. Swoje wie jednak trener Henryk Kasperczak: - Włosi bali się nas, a że mieli wtedy dwóch kontuzjowanych zawodników, chcieli zyskać na czasie, by postawić tych piłkarzy na nogi. Stąd wzięły się te ich gierki.

Nawet jeśli Włosi rzeczywiście chcieli doprowadzić do zdrowia swoich zawodników, to skorzystał na przełożeniu spotkania również jeden i to kluczowy gracz Wisły. Chodzi o Macieja Żurawskiego, który dzisiaj tak to wspomina: - Przełożenie meczu pozwoliło mi w nim w ogóle zagrać. Miałem wtedy kontuzję i gdybyśmy mieli grać w pierwszym terminie, to raczej zabrakłoby mnie na boisku.

Mecz przełożono na 5 marca. Działaczom Wisły udało się wygrać batalię o tyle, że nie dopuścili do wyprowadzenia meczu z Krakowa, a mówiło się, że może on zostać rozegrany np. w Bratysławie. Na murawie ustawiono namioty, w których tłoczono ciepłe powietrze. Ostatecznie 5 marca obie drużyny rozpoczęły mecz.

Po zaledwie czterech minutach bramkę strzelił Marcin Kuźba. Krakowianie sprawiali wrażenie, jakby chcieli roznieść rywali. Na bramkę Lazio sunął atak za atakiem. Włosi byli bezradni. Pomógł im znowu przypadek, a raczej pech szkockiego sędziego Stuarta Dougala. Doznał on bowiem kontuzji i zanim zmienił go inny arbiter, minęło kilka minut. Przerwa wyraźnie wybiła z rytmu Wisłę, a dała wytchnienie gościom, którzy wyrównali po strzale Couto.

Wisła mogła objąć prowadzenie jeszcze w pierwszej połowie. Tuż przed jej końcem wyprowadziła atak, w którym na bramkę Lazio biegli Maciej Żurawski i Marcin Kuźba. Ten drugi miał przed sobą pustą bramkę, ale nie doczekał się podania od "Żurawia".

- To była sytuacja, jakich wiele na boisku - mówi Żurawski. - Nawet nie widziałem Marcina. Od razu gdy dostałem piłkę, byłem nastawiony na strzał. Gdybym trafił w światło bramki pewnie byłby gol i dzisiaj nie rozmawialibyśmy na ten temat.
Gol jednak nie padł, a po przerwie znów dał o sobie znać Chiesa, który strzelił bramkę dla Lazio. Wiślacy przegrali 1:2 i odpadli.

Po meczach z Lazio zostało wspomnienie niewykorzystanej szansy na zrobienie czegoś jeszcze większego. Z drugiej strony krakowianie pokazali się wtedy w Europie z bardzo dobrej strony. Sezon zresztą jeszcze się nie kończył. W kraju Wisła wygrała wszystko, co było możliwe. Krakowianie pierwszy i jedyny jak do tej pory raz zdobyli dublet, czyli mistrzostwo i Puchar Polski.
- To są obok gry w Lidze Mistrzów z Widzewem najwspanialsze wspomnienia z mojej kariery - nie ma dzisiaj wątpliwości Szymkowiak.

- To były wspaniałe mecze, które dostarczały nam i naszym kibicom mnóstwo radości - dodaje Żurawski.
- Zawsze powtarzałem moim zawodnikom, że najpiękniejszym momentem dla piłkarza jest ten, w którym strzela się bramkę. Bez względu na to, kto był naszym przeciwnikiem, staraliśmy się grać do przodu. Piłkarze widzieli, że to przynosi efekty, więc z każdym meczem coraz mocniej wierzyli w siebie i nie bali się nikogo - puentuje całość ten, który poprowadził Wisłę wtedy do tych sukcesów, czyli Henryk Kasperczak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska