Wojewoda uznał, że kobieta prowadzi nielegalnie dom pomocy społecznej. Dlatego sąd rozważa przymusowe umieszczenie pensjonariuszy w profesjonalnych placówkach tego typu.
Ze względu na stan zdrowia do Muszyny nie mogło dojechać sześcioro mieszkańców domu w Żegiestowie. Troje, którzy odpowiedzieli na wezwanie, stanowczo stwierdzili, że nie opuszczą pensjonatu.
- Dlaczego sąd nie zajmie się ludźmi żyjącymi pod mostem, tylko utrudnia życie tym, którzy mają na starość zagwarantowaną wzorcową opiekę? - zastanawiał się Kazimierz Garwol. Janina Chodziakiewicz mieszka u Ewy Wiktor od ośmiu lat. Chwali "doskonałe warunki" i nie wyobraża sobie przenosin. Sugeruje, że gdyby ją do tego przymuszono, to targnie się na życie.
- Powiedziałam sędziemu, że panią kocham, pani Ewo - wyznała po wyjściu z sali i rzuciła się na szyję swojej opiekunce.
Sąd zdecydował wczoraj, że wyśle do Żegiestowa biegłego psychiatrę, który oceni, czy stan zdrowia podopiecznych Ewy Wiktor pozwala samodzielnie decydować o swoim losie. Gdyby orzekł, że nie, to ustawa o pomocy społecznej daje sądowi prawo do przymusowego umieszczenia ich w domu pomocy społecznej.
- Nie dotyczy to sprawnych mieszkańców - podkreślał prokurator Ludwik Huzior. - Ci mogą nadal tam mieszkać, wynajmując pokoje.
Ewa Wiktor podkreśla, że prowadzi jedynie gospodarstwo agroturystyczne. Starszym osobom wynajmuje pokoje w cenie 500-1300 złotych.
- Nie ma znaczenia, ile pieniędzy mi dają - dodaje. - Wszyscy są traktowani tak samo i mają dokładnie tę samę opiekę. Tworzą wspaniałą, zgodną rodzinę.
Dyrektor MORD-u chce ograniczyć ruch "elek" Przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!