Wszystko zaczęło się w maju 2011 r., kiedy to do właściciela budynku w Zabierzowie zgłosiło się trzech Wietnamczyków. - Widać było, że jeden z nich to boss. Mówił trochę po polsku, choć słabo. Chcieli wynająć budynek na hurtownię odzieży. mówili, że mają swoje stoisko na Tandecie i że ich okradli - mówi właściciel budynku (prosi o anonimowość).
Właściciel nie mieszka w tym budynku, wyjechał na jakiś czas z Zabierzowa. A Wietnamczycy płacili regularnie, więc nie miał powodów do niepokoju. Tymczasem w budynku została uruchomiona profesjonalna linia produkcji. Na poddaszu stanęły w doniczkach małe krzewy marihuany, zamontowano specjalne lampy (każda po 600 wat), system elektryczny i system pomp i nawadniania. W innych pomieszczeniach suszyło się gotowe "zioło".
Nad wszystkim czuwał 43-letni "ogrodnik". Dbał o rośliny i dozował nawozy, światło i wodę. To były pracownik służb specjalnych Wietnamu. Gdy do tego budynku wpadli strażnicy graniczni z Rudy Śląskiej, którzy zagnali się aż do Małopolski w pogoni za wietnamskim gangiem, zastali tylko ogrodnika.
Zarekwirowali też13 kg suszu marihuany oraz sprzęt produkcyjny warte razem 987 tys. zł. Jakiś czas później złapali kolejnego członka gangu - 44-latka, który najprawdopodobniej koordynował marihuanowe przedsiębiorstwo, załatwiał hangary i pośredniczył w zbycie. Mieszkał w Katowicach, ma żonę Polkę i dzieci. Niewiele jednak powiedział prokuraturze.
Jak mówią śledczy, w takich sprawach ciężko jest cokolwiek wydobyć z członków hermetycznej, nawykłej do posłuszeństwa społeczności. - Bossowie nie mówią, a robotnicy często się boją o rodzinę, która została w Wietnamie - mówi jeden ze śledczych. Dodaje, że dodatkowy problem sprawia zastraszanie... tłumaczy przysięgłych, którzy w większości są Wietnamczykami.
- Zdarzały się sytuacje, że trzeba ich było szukać na drugim końcu Polski - mówi śledczy.
Trzeciego organizatora "zabierzowskiej fabryczki" śledczy nadal poszukują. Zaocznie postawili mu już zarzuty.
O tym, że organizacja była precyzyjnie zaplanowana świadczy fakt, że przez rok ani właściciel budynku, ani dostawca energii nie zorientowali się, co tam się działo.
- Byłem raz w tym budynku, pokazywali mi worki z odzieżą, nie było tam nic podejrzanego. Mówili, że jeden musi cały czas tam być, bo pilnuje towaru. Wychodził tylko do sklepu po drobne zakupy - mówi właściciel.
Łącza elektryczne były tak sprytnie podłączone do centrali, że nie można się było zorientować, że ogromne pobory energii pochodzą właśnie z fabryczki w Zabierzowie.
Wszyscy trzej Wietnamczycy (dwóch zatrzymanych i jeden poszukiwany) dostali zarzuty udziału w wytwarzaniu dużej ilości narkotyków. To zbrodnia, zagrożona karą od 3 do 15 lat. Śledztwo trwa i jest rozwojowe.
Pogryzł kontrolera MPK, nie wiedział, że ma HIV
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!