W niedzielę kolejne warsztaty wikliniarskie. O ile mogę sobie wyobrazić wiklinowy koszyk, fotel czy pudełko na drobiazgi, to ozdób choinkowych już niespecjalnie...
A z wikliny można zrobić naprawdę dużo! Bo i gwiazdki, aniołki, dzwoneczki, bombki. O, na przykład do takiej bombki przyczepiamy kokardkę albo wsadzamy kolorową lampkę. Wygląda kapitalnie. Wszystko zależy od tego, co nam w duszy gra, co podpowie fantazja. Ograniczeń nie ma. Kwestia techniki, sprytu, cierpliwości.
To wszystko, o czym Pani mówi, będziecie robili podczas warsztatów w skansenie?
Tak. Myślę dołączyć to tego jeszcze malutkie choinki, które mogą służyć, jako stroik na stół.
Ile czasu trzeba poświęcić na zrobienie takich ozdób?
To zależy, czy ma się wprawę czy nie.
Załóżmy, zresztą zgodnie z prawdą, że nie mam ani krzty wprawy.
(śmiech) To trzeba sobie go sporo zarezerwować. Poważnie zaś - wbrew pozorom najtrudniejsze są te małe elementy typu mała bombka. Bo przy ich robieniu wiklina łamie się. Znacznie łatwiej jest z dużymi bombkami. Przy nich sprawa idzie szybciej. Najprostsze są gwiazdki. Zresztą, wszystko, co przestrzenne, robi się trudniej. Mała bombka dla niewprawnego "wikliniarza" to czasem godzina i więcej pracy. Te duże robi się szybciej.
W domu też robi Pani wiklinową choinkę?
Pewnie, że tak. W tamtym roku była w zasadzie brzozowa w kształcie stożka. Ozdobiona wszystkim tym, czym powinna, wyglądała kapitalnie. W tym roku mam inną koncepcję. Mianowicie planuję zrobić stelaż z wikliny, który potem obłożę choinkowymi gałązkami. Też powinno być ciekawie.
Co trzeba zabrać ze sobą na niedzielne warsztaty?
Nic. Wszystkie materiały będą dostępne na miejscu. Ewentualnie - dobry humor i cierpliwość, żeby się szybko nie zniechęcić, jak coś nie wyjdzie za pierwszym razem.
Rozmawiała Halina Gajda