https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Motanki na miłość, spokój, szczęście i dobrobyt w domu. W Zagrodzie Maziarskiej w Łosiu powstają takie cudowne amulety

Halina Gajda
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Nie ma chyba kobiety, która przynajmniej raz w życiu nie pomyślałaby o swoim mężu, partnerze, chłopaku: żebym była dla niego tą jedyną, żeby zawsze był troskliwy, dbał o dzieci i dom… Zaraz podniesie się pewnie głos feministek, że same potrafią o siebie zadbać, ale równocześnie znajdzie się też taka grupa pań, która będzie skłonna pomóc szczęściu. I wykorzysta do tego lalkę motankę. Uwaga! To żaden magiczny rytuał, a mocno zakorzeniona słowiańska tradycja. W Zagrodzie Maziarskiej w Łosiu można ją nie tylko poznać, ale samemu zrobić taki amulet.

Łosiańska Zagroda Maziarska ma w sobie coś magicznego, bo do chat, które tam stoją, po prostu chce się wejść. Nie przeszkadza brak wygód, a do relaksu wystarczy zwykłe, proste krzesło. Można zamknąć oczy, westchnąć, by pod powiekami zobaczyć kobietę. Siedzi przy stole, na którym leży stos kolorowych szmatek, jakieś nitki, włóczki, kawałki koronek. Zdaje się nie widzieć niczego poza tym, co przed nią. Palce cały czas coś wiążą, drapują, zwijają. Gdy dobrze się przyjrzeć, można zobaczyć kształt lalki. Nie takiej zwykłej, bo magicznej. Spełniającej tylko dobre życzenia.

Motanka z domowych przydasiek

Laleczki ze skrawków materiału były powszechne w całej wschodniej Słowiańszczyźnie. Mogły być osobistym amuletem albo talizmanem dla domu, czy po prostu prezentem dla bliskiej osoby. Robione były ze szmatek, nie tyle z powodów rytualnych, ile praktycznych. W biednych, wiejskich domach nie było zbytku materiałów. Wszystkie znoszone ubrania były pieczołowicie chowane jako „przydaśki”. Kobiety używały więc materiału ze starych, znoszonych już koszul, bielizny, które można było bez trudu podrzeć na kawałki. Idealnie nadawały się właśnie na laleczki. Wedle tradycji, każda z nich miała jedno zadanie.

- Tak powstawały żadanice, które miały zapewnić spełnienie najgłębszych marzeń, biereginie, które z kolei uważano za strażniczki domu, były i karmicielki gwarantujące dobrobyt i płodność - tłumaczy Zhanna Orchel, przewodniczka po Zagrodzie Maziarskiej w Łosiu, gdzie prowadzi również warsztaty z tworzenia tradycyjnych, słowiańskich lalek zwanych motankami.

Zasadą, która obowiązywała przy ich robieniu, było właśnie motanie, wiązanie, okręcanie, drapowanie. Twarz lalki musiała być gładka, bez żadnych domalowanych ust czy oczu. W każdej tkwiło maleńkie serce (ziarenko), które magicznie powoływało ją do życia. W niektórych tradycjach nazywało się je także „duszą”, czyli siedliskiem jej mocy. Motanki nie miały nic wspólnego z tajemniczymi obrzędami. Miały pomóc w spełnieniu się marzeń i życzeń osoby, która ją robiła.

Zamotana miłość

Najważniejsza pośród wszystkich motanek, była ta „na miłość”. Miała czuwać, by wybranek był po prostu dobrym człowiekiem, takim, który jest oparciem i jednocześnie daje poczucie bezpieczeństwa. Dlatego motanka na miłość zawsze ma długą szyję, na której układa się kołnierzyki. Im ich więcej, tym lepiej, ale trzeba pilnować, by ich liczba była nieparzysta. To miało bowiem dodatkową gwarancją szczęścia.

- Przy układaniu każdego z kołnierzyków, trzeba wypowiedzieć życzenie co do cech przyszłego małżonka. Panna, robiąc lalkę na miłość, powinna pamiętać, żeby nie używać słowa „nie”. Ma więc mówić, że mąż ma być szczodry, nigdy zaś „żeby nie był skąpy” - wyjaśnia techniczne zawiłości.

Miłosna motanka nie ma rąk. To gwarantuje, że przez całe życie to mąż będzie nosił właścicielkę lalki na rękach. Powinna mieć też coś twardego w osnowie - patyk, kawałek kołka, co z kolei zapewniało sprawność przyszłego małżonka. Laleczkę najlepiej ustawić w oknie, skąd będzie wypatrywała stosownego kandydata.

Z czasem kobiety zaczęły robić nie tylko te na miłość, ale choćby lalki-karmicielki z dużym biustem, pękate, w kolorowych spódnicach, które miały symbolizować obfitość. Są i szmacianki-motanki mające zapewniać dobrobyt w obejściu. Dla nich mota się woreczek, który potem wypełnia kaszą albo innym zbożem z pierwszego zbioru. Następnie ubiera się ją w wielowarstwowe spódnice, kilka fartuchów, nakłada czepiec i chustkę. Im bogatsza, piękniej ozdobiona, tym gospodyni zaradniejsza. Ażeby mieć już stuprocentową pewność, że wszystko będzie się układało po naszej myśli, trzeba sobie zrobić Dziesięciorączkę. Każda odpowiada wtedy za inne prace. Gospodyni może spać spokojnie, zawsze zdąży ze wszystkimi pracami domowymi.

Żadanica, lalka na wyjątkowe pragnienia

Wszystkie motanki można robić wiele razy. Poza żadanicą. To taka lalka od zadań specjalnych, wyjątkowego marzenia, pragnienia. Zawsze pięknie ubrana, bez chusteczki na głowie, z długimi zaplecionymi z lnu włosami.

- Lalka strojnisia, w dobrym bowiem tonie jest dać jej koralik, ładny guziczek, zdobną opaskę na głowę czy wręcz lusterko, by mogła się w nim przeglądać - tłumaczy Zhanna.

Żadanicę można prosić o miłość, o dach nad głową, o podróż życia, o powodzenie w załatwieniu ważnej sprawy. Powinno się ją stawiać tak, by móc często na nią patrzeć. Dobrze jest, by nikt inny poza nami jej nie dotykał. Za spełnione marzenia i pragnienia dobrze jest "podarować" jej jakiś drobiazg - dodatkową wstążkę, drobne świecidełko, kawałek koronki do ozdoby spódnicy.

Zamotana autoterapia

Motanie laleczki działa jak autoterapia – pozwala skupić na sobie, zatrzymać w gonitwie myśli, pomyśleć przez chwilę o sobie i swoich pragnieniach. I bynajmniej nie chodzi tutaj o egoizm. Co więcej, to przyszła motanka kieruje swoją panią – że chce taki czepiec, fartuszek z tego kawałka koronki, spódnicę w tym kolorze.
- Lalka powie, jak chce być ubrana – mówi z uśmiechem Zhanna. - To po prostu czuć. Jeden materiał nie układa się, nitki się rwą, tasiemki się rwą, inna zgoła przeciwnie, bo leży jak ulał - opowiada z przekonaniem.

Laleczkę powinno się robić za jednym posiedzeniem, od początku do końca. Zrobioną laleczkę można również podarować jako prezent. Warunek jest jeden - trzeba o niej myśleć z miłością, a konkretne zadanie powierzy jej już nowy właściciel. Kto chce się sam przekonać, czy opowieści o laleczkach i ich niezwykłej sprawczej mocy są prawdziwe, musi sam spróbować taką zrobić. Czy rzeczywiście zadziała magia, czy po prostu siła autosugestii, nie jest ważne. Najważniejsza jest bowiem dobra zabawa, a jak się przy okazji spełnią marzenia, co to szkodzi?

Dzieje się w Gorlickiem

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska