Gospodarstwo dwójki szymbarczan można znaleźć bez większego problemu, bo stoi tuż przy jednej z głównych dróg. A słynne stało się poniekąd dzięki Kajtkowi, czyli strusiowi emu, który był gwiazdą ostatniej żywej szopki w tejże parafii. Co on nie wyprawiał! Gdy jego koleżeństwo, czyli oślica Penelopa, kucyk Franek, stadko kóz, gęsi, kaczek i kur nie było zbyt chętne do współpracy, Kajtek brylował. Zaczepiał, próbował łapać za rękaw, wyciągał szyję. Z drugiej strony, gdy ktoś próbował się z nim zanadto spoufalić, szczypał dziobem, gdzie popadło. Zupełnie przeciwnie, niż jego towarzysze, również strusie, ale nandu.
- Z Kajtkiem to jest jeszcze tak, że my do końca nie wiemy, czy on jest chłopcem, czy dziewczynką. Jest jeszcze za młody, by to stwierdzić – mówi z rozbrajającą szczerością pan Ryszard.
Być może więc, przez swój wigor, ptaszysko próbuje zakomunikować światu, że nie jest tym, za kogo został wzięty? Kto to wie...
Warchołowie prowadzą ekologiczne gospodarstwo od piętnastu lat. Egzotyczne zwierzaki to wprawdzie swoista nowinka, ale nie zmienia ona nic w codziennych obowiązkach – strusie potrzebują takiej samej opieki, jak pozostała gromada. Przede wszystkim wspomniane kozy, bo to one – już zupełnie poważnie – są trzonem tego ekologicznego, certyfikowanego gospodarstwa, które święci laury w konkursie Rolnik Roku w Małopolsce.
- Wspólne gospodarowanie zaczynaliśmy od jednej krowy, choć były też konie. Hucuły konkretnie – wspominają. - A później już jakoś tak poszło, że pojawiły się kozy. Sprzedajemy mleko, sery twarogowy i podpuszczkowy – wylicza z kolei pani Mariola.
Udojem zajmuje się gospodyni. Gospodarz tłumaczy podział ról z humorem.
- Małe, zwinne, szybkie rączki – zachwala. - Nie to, co moje łapska – dodaje.
Za to jemu marzy się powrót do koni, z których ze względów logistycznych, musiał zrezygnować. Na razie do tematu podchodzi spokojnie, bo i tak mają sporo obowiązków z tym, co jest. Proza życia sprawia, że gospodarstwo trzeba też wesprzeć finansowo, więc każda dodatkowa praca jest cenna. Poza tym każdego zwierzaka traktują poważnie. Nieważne, czy to mała kaczuszka, cap, oślica czy podwórkowy kocur Węgielek.
- Koń potrzebuje chodzić. Jak nie w zaprzęgu, to pod siodłem – mówi z powagą. - Gdy będzie wykorzystywany tylko jako „kosiarka”, to szybko można go zmarnować – dodaje.
Strusie stadko będzie większe?
Pomysł na strusie pojawił się z racji tego, że każdego roku wzbogacają żywą szopkę w swojej parafii. A wiadomo, to atrakcja, którą dzieci kochają. Im więcej w niej egzotycznych gości, tym lepiej. I tak było w tym roku – wszystkie zwierzaki poza owcami kameruńskimi przyjechały właśnie od Warchołów.
- Był pretekst do kupna, wykorzystaliśmy więc okazję – uśmiechają się.
Na razie w gospodarstwie jest trzy strusie – jeden emu i dwa nandu. Relacja między nimi jest dosyć oschła, najpewniej z racji temperamentu Kajtka, który jest dosłownie, jak psiak. Wystarczy, by pani Mariola tylko na chwilę przystanęła, a on już jest i zaczyna się do niej wręcz łasić. Opiera o nią swoją długą szyję i czeka na pieszczoty.
- Nie mają jakichś szczególnych wymagań jeśli chodzi o jedzenie – opowiadają gospodarze. - Mamy nadzieję, że za rok, stadko będzie większe – mówią.