

MATEUSZ LIS 7
27 meczów (wszystkie pełne), 0 bramek, 2 żółte kartki
Jeden z niewielu piłkarzy Wisły Kraków, który po zakończonym niedawno sezonie może mieć poczucie, że dobrze wykonał swoją pracę. Mateusz Lis zrobił przez ten rok duży postęp. Z bramkarza, który bronił jedynie to, co musiał, stał się postacią, która swoimi interwencjami wygrywała drużynie mecze. On sam zdecydowanie wygrał natomiast rywalizację o miejsce w bramce Wisły, w której jest dzisiaj pewnym numerem jeden.

MICHAŁ BUCHALIK 3
4 mecze (wszystkie pełne) 3 w lidze, 1 w Pucharze Polski, 0 bramek, 0 kartek
Zagrał w całym sezonie tylko w czterech meczach, ale też swoimi występami nie dał nawet do myślenia trenerom, że bardziej niż Mateusz Lis zasługuje na miejsce między słupkami. Zaczął od poważnego błędu w meczu Pucharu Polski z KSZO, czym przyczynił się do kompromitującej porażki z III-ligowcem. Później wystąpił w 8. kolejce ekstraklasy z Podbeskidziem Bielsko-Biała i był to jego jedyny występ bez puszczonej bramki. Z Lechią Gdańsk - jeszcze jesienią - puścił trzy gole. A gdy w styczniu zawalił gola w meczu z Piastem Gliwice, jasnym się stało, że szybko do bramki nie wróci. Tym bardziej, że stracił miejsce nawet na ławce rezerwowych, na której zastąpił go Kamil Broda.

DAWID ABRAMOWICZ 4
12 meczów (pełnych 8), 0 bramek, 1 żółta kartka
Przychodził do Wisły jako wyróżniający się obrońca I ligi. Okazało się jednak, że dla Abramowicza ekstraklasa to za wysokie progi. Miał udział przy stracie kilku bramek, reagował zbyt wolno na zagrania rywali. Koniec końców zimą wrócił do I ligi, do Radomiaka, a w Krakowie pożegnano go bez większego żalu.