
Sebastian Leszczak
Uchodził za bardzo duży talent. Gdy był jeszcze juniorem, okrzyknięto go drugim Małeckim. W swoich osiągnięciach nawet jednak nie zbliżył się do dorobku „Małego”. W Wiśle zagrał ledwie pięć razy.

Daniel Brud
Był moment, gdy prowadzący Wisłę Kraków Robert Maaskant mówił o Brudzie, że to polski… Steven Gerrard. Wychowanek „Białej Gwiazdy” miał rzeczywiście moment, gdy wydawało się, że wskoczy na naprawdę wysoki poziom. Ostatecznie jednak w Wiśle tak jak szybko zabłysnął, tak szybko zgasł. Pod odejściu z zespołu „Białej Gwiazdy” już w ekstraklasie nie zagrał, by ostatecznie skończyć w Jutrzence Giebułtów. Mistrz Polski z 2011 roku na pewno liczył na znacznie więcej.

Michał Czekaj
Żal tego chłopaka, który na pewnym etapie swojej kariery był określany jako wielka przyszłość Wisły, a docelowo następca Arkadiusza Głowackiego na środku obrony. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie kontuzje, które mocno wyhamowały jego rozwój. O tym, że mógł grać przynajmniej na solidnym ligowym poziomie, może świadczyć fakt, że uzbierał dość sporą liczbę meczów w Wiśle. Zagrał w niej 37 razy.

Michał Szewczyk
Był moment w przygodzie tego pomocnika z Wisłą Kraków jesienią 2012 roku, gdy wydawało się, że może wskoczyć na taki poziom, żeby na dłużej zadomowić się w składzie „Białej Gwiazdy”. Niewiele z tego wyszło. W Wiśle syn byłego bardzo solidnego ligowego piłkarza Mieczysława, nie ugruntował swojej pozycji i ostatecznie musiał się z nią pożegnać. W sumie uzbierał 16 oficjalnych występów.