

LECHIA MOCNIEJSZA OD BENIAMINKÓW
Przed meczem z Lechią Gdańsk Wisła wygrała wysoko dwa mecze z bilansem bramkowym 9:0. Środowe spotkanie pokazało jednak, że to, co wystarczyło na Stal Mielec, czy Podbeskidzie Bielsko-Biała, to za mało na tak solidny zespół ekstraklasowy jak Lechia. Przewidywał to zresztą już przed pierwszym gwizdkiem trener Artur Skowronek. Jego słowa znalazły potwierdzenie na boisku, bo zespół z Gdańska okazał się drużyną, która potrafiła wykorzystać swoje atuty w osfensywie do bólu. I za to Lechię spotkała nagroda w postaci trzech punktów.

ZA DUŻO ABSENCJI
Wisła znów nie była w stanie skompletować dwudziestu zawodników na mecz ligowy. Z różnych powodów, m.in. zakażeń koronawirusem, do dyspozycji trenera Artura Skowronka nie było pokaźnej liczby piłkarzy. My doliczyliśmy się przynajmniej dziewięciu takich, którzy mogliby powalczyć o miejsce w podstawowym składzie. A wśród nich m.in. takie nazwiska, jak: Mateusz Lis, Stefan Savić, Vullnet Basha czy Nikola Kuveljić. Rywal miał pod tym względem większy komfort, a że w Lechii nie brakuje piłkarzy z wysoką, jak na polskie realia, jakością, to mieliśmy taki wynik, jaki mieliśmy. I w tej sytuacji naprawdę trudno kogoś winić… Szczególnie w dzisiejszych czasach.

SKUTECZNOŚĆ KLUCZEM DO SUKCESU
Czy Wisła musiała przegrać ten mecz? Nie musiała. Tylko, żeby myśleć o punktach w spotkaniu z tak mocnym rywalem, jak Lechia, trzeba bezlitośnie wykorzystywać swoje szanse, a z tym był w środę wieczorem problem. I to w kluczowych momentach, co później znalazło odbicie w wyniku spotkania.