

MECZ Z WARTĄ JAK CAŁY SEZON
Kilka naprawdę dobrych sytuacji; zero goli; jeden atak rywala; bramka na 0:1 i… tak się skończyło. Taki był scenariusz wielu meczów Wisły w całym sezonie. To też przyczyniło się do spadku. Bo gdyby „Biała Gwiazda” potrafiła takie spotkania choćby remisować, to może wystarczyłoby w końcowym rozrachunku punktów do utrzymania.

PORAŻKA JEDNAK COŚ ZNACZY
Nie był to taki mecz o nic. Porażka oznacza, że Wisła jeszcze spadła o jedno miejsce w tabeli, na przedostatnie. Wyprzedził ją zespół Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, który choć też spadał z ekstraklasy, to zaliczył całkiem niezłą wiosnę. Gdyby Wisła wiosną punktowała na poziomie „Słoni”, to by się utrzymała. Teraz oba małopolskie zespoły będą rywalizować o powrót do ekstraklasy i naszym zdaniem na razie więcej szans w tym wyścigu trzeba przyznać ekipie z Niecieczy.

NIECODZIENNA ATMOSFERA, KTÓRA BĘDZIE PAMIĘTANA
Mecz z Wartą toczył się w tak dziwnej atmosferze, że będzie to wspominane latami. To wręcz niesamowite, że na pożegnanie ekstraklasy przyszło ponad 15 tysięcy ludzi. Zgotowali swoim piłkarzom naprawdę mocną „suszarkę”. Z drugiej strony pokazali, że co jak co, ale potencjał kibicowski Wisła ma jak na krajowe warunki wręcz potężny. No bo powiedzmy sobie szczerze, w ilu polskich klubach udałoby się na takim meczu zgromadzić tak liczną publiczność? W I lidze frekwencja wcale nie musi polecieć na łeb, na szyję. Warunek jest jeden - drużyna musi zacząć wygrywać od samego początku. Jeśli uda nakręcić się wynikami pozytywną atmosferę, to zespół walczący o powrót do ekstraklasy na wsparcie swoich kibiców będzie mógł liczyć na pewno.